MIT RODZINNY
To jest kiełbasa
To jest moja matka jadalna
Ona wisi na niklowym haku
i pachnie kominem
Ona jest tania zresztą nigdy się nie drożyła
była wyrozumiała i znała możliwości
Ja jestem synem mojej matki
i pewnego młodzieńca
który nie był ostrożny
a pewnie był złośliwy
a może tylko nie wiedział
Matka wtedy była zamroczona
potem było jej żal
Teraz ja jestem głodny
a moja matka wisi
Więc wpatruję się w wystawę
i czuję
jak mi cieknie
ślina i sperma
Wiem za chwilę już nie będę się wahał
wejdę i poproszę
tę właśnie
To jest kiełbasa
To jest moja matka jadalna
A to jest mój głód dziecinny
EROTYK
Nie umiem pisać wiersza
By był taki jak to ciało
ciało
Nie umiem myśleć
Ciało jest czarne
Ciało śmierdzi
Ja nie jestem malarzem
Umiem tylko kopnąć w brzuch
Na ulicy gonią psy
Hycle
Obdzierają mnie ze skóry
***
dla ciebie piszę miłość
ja bez nazwiska
zwierzę bezsenne
piszę przerażony
sam wobec Ciebie
której na imię Być
ja mięso modlitwy
której Ty jesteś ptakiem
z warg spływa
kropla alkoholu
w niej wszystkie słońca i gwiazdy
jedyne słońce tej pory
z warg spływa
kropla krwi
i gdzie Twój język
który by koił ból
wynikły z przegryzionego
słowa kocham
JA: KAFKA
Przerosło mnie
serce
cały jestem wewnątrz
korzeń
Białe trawki
wyrastają mi
z warg
Julia córka rzezaka
wprawnymi
po ojcu
wargami
uprawia moją chorobę
Monday, 31 January 2011
Patrick Wolf - Overture
It's wonderful what a smile can hide
If the teeth shine right and it's nice and wide
It's so magical what you can keep inside
And if you bury it deep no one can find a thing, no.
So come on now, open wide, open up now.
Don't you think it's time
To look back at that boy on his way to school
Such a heavy heart, such a heavy jewel hiding something that one day he'll sell
But now if no one shows, no one tells a thing, no.
So come on love, open wide, open up now
Don't you think it's time
Now after all these years you are at last opening was it worth all that war just to win
So caught up in the speed of the days in your sin
Don't forget how the story begins no
Don't forget now.
Now I'm seeing all your lovers and enemies
They've been turining their keys so full of need
All trying to see that sure you keep
What makes it shine, what makes it mine
But I don't care.
Just come on now, open wide.
Open up now.
There's so much love for what you'll find.
But what will you find!
Now after all these years you are at last opening
Was it worth all that war just to win.
If it was can you take me back to where it begins
Come and take me back to where it begins
Come and take me back to where it begins
Come on, open wide and let some light in.
Let us in.
Let us in
Sunday, 30 January 2011
Z piekla Rogiem (4):
EMPUZA
Kto pokaże jej księżyc gdy łka wtulona w zieleń traw
niepotrzebna pajeczyna ramion do pocieszenia
sama obejmie swoje wnetrzności ciepłe jeszcze
obetrze policzki z łez oczodoły z gałek
oblepiają ją obce oczy usta dłonie mózgi
przybita w pustkę aż po brzeszczot
myśleli nieczuła kamieniem - a jest ścianą płaczu
rozkłada wachlarze uśmiechów
czerwone dywany pod długie języki
zaciskając szczęki zupełnie jakby
to mogły być jej dłonie na ich gardłach
strach oplata - nogi kochanek
każda część ciała zamieniła się w krzyk
krzywda wyrządzona głośnym płaczem jest namacalna
dlatego nauczyła się uciekać w samotność
kochać ciemność nocą tulić poduszki do twarzy
być diamentem na rzecz innych
gnój
pozostawiać na pisanie wierszy
SCHALOSCAR
Zabawną egzystencję
wybrałam dla nas Kochanie
jesteśmy kwitnącymi ranami
zabrakło skóry by okryć to mięso
którym tak zawzięcie się obrzucaliśmy
które wrosło w nasze serca
czasem prosimy o zapomnienie
smakujemy wtedy swych ciał
i znów witamy się solą
zżerającą nerwy jeszcze głębiej
w tym systemie - bezruchu
zamieniamy się w figury woskowe
schowaliśmy uczucia głęboko
w klatkach z poronionej moralności
zmatowieliśmy aż do dna oczu
patrzymy po sobie szklanym wzrokiem
całą krytyką i zwątpieniem
śmierdzi spod naszych czaszek
skrywających gnijące kanony
baliśmy się panicznie upadku zasad
zasadą stał się dla nas upadek
myślałam niegdyś - bliźnięta
zrośnięte dusze syjamskich dzieci
lecz byliśmy jedynie magnesami
bieguny się odwróciły
pozostało już tylko trwać
w tej niedorzecznej konstelacji
burzącej spokój
i mosty
LILITH
Twoje ciało uderza do głów
a ja? - ja
jestem herbatą
z dzikiej róży
wpięłam kolce w myśli w serca
nie pytałeś czy chciałam
ich spojrzeniami na sobie -
zawsze gardziłam tombakiem
znów jesteś chłodem wrzosowiska
Wasze oczy ziemia niebo trawa
już nic nie wiem
i proszę tylko o iskrę by spłonąć
gotuj urny Mój Panie
oddziel łzy od popiołów
dziś Ty jesteś Kopciuszkiem
ja pojdę na bale
przywdzieję kolejną skórę modliszki
Kto pokaże jej księżyc gdy łka wtulona w zieleń traw
niepotrzebna pajeczyna ramion do pocieszenia
sama obejmie swoje wnetrzności ciepłe jeszcze
obetrze policzki z łez oczodoły z gałek
oblepiają ją obce oczy usta dłonie mózgi
przybita w pustkę aż po brzeszczot
myśleli nieczuła kamieniem - a jest ścianą płaczu
rozkłada wachlarze uśmiechów
czerwone dywany pod długie języki
zaciskając szczęki zupełnie jakby
to mogły być jej dłonie na ich gardłach
strach oplata - nogi kochanek
każda część ciała zamieniła się w krzyk
krzywda wyrządzona głośnym płaczem jest namacalna
dlatego nauczyła się uciekać w samotność
kochać ciemność nocą tulić poduszki do twarzy
być diamentem na rzecz innych
gnój
pozostawiać na pisanie wierszy
SCHALOSCAR
Zabawną egzystencję
wybrałam dla nas Kochanie
jesteśmy kwitnącymi ranami
zabrakło skóry by okryć to mięso
którym tak zawzięcie się obrzucaliśmy
które wrosło w nasze serca
czasem prosimy o zapomnienie
smakujemy wtedy swych ciał
i znów witamy się solą
zżerającą nerwy jeszcze głębiej
w tym systemie - bezruchu
zamieniamy się w figury woskowe
schowaliśmy uczucia głęboko
w klatkach z poronionej moralności
zmatowieliśmy aż do dna oczu
patrzymy po sobie szklanym wzrokiem
całą krytyką i zwątpieniem
śmierdzi spod naszych czaszek
skrywających gnijące kanony
baliśmy się panicznie upadku zasad
zasadą stał się dla nas upadek
myślałam niegdyś - bliźnięta
zrośnięte dusze syjamskich dzieci
lecz byliśmy jedynie magnesami
bieguny się odwróciły
pozostało już tylko trwać
w tej niedorzecznej konstelacji
burzącej spokój
i mosty
LILITH
Twoje ciało uderza do głów
a ja? - ja
jestem herbatą
z dzikiej róży
wpięłam kolce w myśli w serca
nie pytałeś czy chciałam
ich spojrzeniami na sobie -
zawsze gardziłam tombakiem
znów jesteś chłodem wrzosowiska
Wasze oczy ziemia niebo trawa
już nic nie wiem
i proszę tylko o iskrę by spłonąć
gotuj urny Mój Panie
oddziel łzy od popiołów
dziś Ty jesteś Kopciuszkiem
ja pojdę na bale
przywdzieję kolejną skórę modliszki
Bjork - Joga
all the accidents that happen
follow the dot
coinsidense makes sense
only with you
you don't have to speak
i feel
emotional landscapes
they puzzle me
then the riddle gets solved and you push me up to this:
...state of emergency...
...how beatuiful to be!...
...state of emergency...
...is where i want to be...
all that no-one sees
you see
what's inside of me
every nerve that hurts you heal
deep inside of me
you don't have to speak - i feel
emotional landscapes
they puzzle me
confuse
then the riddle gets solved and you push me up to this:
...state of emergency...
...how beatuiful to be!...
...state of emergency...
...is where i want to be...
...state of emergency...
Saturday, 29 January 2011
Z piekla Rogiem (3):
IMPERIUM
W pomieszaniu umysłów zgubiłem przestrzeń
w którą kiedyś wczepiałem kurczowo przekonania
pomyślność planów uzależniona od przypadku
nie przynosiła satysfakcji ulgi pustki w głowie
rozsiali mnie nałóg na wiatr burzę mózgów
szczęście odnalezione w marach sennych
rozpływam się powoli za kolejną tabletką
nie potrafię już oddać życia żadnym dłoniom
pielęgnuję już tylko wybrane wspomnienia
Wasze oczy ziemia niebo trawa już nic nie wiem
stąpam twardo po źdźbłach patrząc w niebo
błękit przepełnia mnie po koniuszki rzęs
tłum w mojej głowie krzyczy o chwilę uwagi
widać te puzzle świata ułożone przez człowieka
chorego psychicznie rozbiły się o mnie
żałuję nie potrafię rozerwać się na kawałki
nie chcę budzić się spoglądając w obce oczy
potrzeba wiatru na skórze nigdy tak silna
zbudowaliśmy więzienia z poronionej moralności
ideały cuchną rozkładem
WIDZAC CIE WE WSZYSTKIM
Wypłowiałem na przełaj jak kiedyś
to ja ten kryształ który krwawi
lubisz szachy lubisz teatr
Bóg o nas zapomniał już nie patrzy
dziś możemy zapłonąć bez żalu
gryź i szarp tyle twojego co wyrwiesz
przywykłem do piekła
które jakiś idiota nazwał Ziemią
przeciąłem liny twego mostu
to ja ta godzina przy mnie umierasz
jestem zły mówisz masz
mówię kocham okrutna kpina
co za smutek co za żal
przyszło nam opuścić skorupy ideałów
bolało trochę mniej niż zwykle
tylko trochę
otoczyłem się brzydotą całego świata
to ja ten strach w każdym kroku ciemności
usiadłem na czubku twego nosa
dojrzałaś mnie
zniszczyłem zdjęcia bolała mnie twoja twarz
nie żartuję gdzież bym śmiał
niech by ci się upiekło niech by bolało
może wtedy się uśmiechnę nie wcześniej
TERAPIA BEZSILNOSCI
Znowu piszę wiersze
więc musi być już bardzo źle
kończyny gniją gdzieś rozrzucone
na wiatr na Słońce
na tę ziemię pode mną
klnę się że nie przestanę
klnę we wszystkich językach
bo przy Tobie zapominam
gdzie mój
gdzie był mój rozum
kiedy oczy Twoje nosiłam na sobie
dziś mam tylko dwa słowa
blada ściana oczy brązowe
przy niej chcę mieć łóżko swoje
ukryj mnie w ramionach
a spełnię moje trzy życzenia
W pomieszaniu umysłów zgubiłem przestrzeń
w którą kiedyś wczepiałem kurczowo przekonania
pomyślność planów uzależniona od przypadku
nie przynosiła satysfakcji ulgi pustki w głowie
rozsiali mnie nałóg na wiatr burzę mózgów
szczęście odnalezione w marach sennych
rozpływam się powoli za kolejną tabletką
nie potrafię już oddać życia żadnym dłoniom
pielęgnuję już tylko wybrane wspomnienia
Wasze oczy ziemia niebo trawa już nic nie wiem
stąpam twardo po źdźbłach patrząc w niebo
błękit przepełnia mnie po koniuszki rzęs
tłum w mojej głowie krzyczy o chwilę uwagi
widać te puzzle świata ułożone przez człowieka
chorego psychicznie rozbiły się o mnie
żałuję nie potrafię rozerwać się na kawałki
nie chcę budzić się spoglądając w obce oczy
potrzeba wiatru na skórze nigdy tak silna
zbudowaliśmy więzienia z poronionej moralności
ideały cuchną rozkładem
WIDZAC CIE WE WSZYSTKIM
Wypłowiałem na przełaj jak kiedyś
to ja ten kryształ który krwawi
lubisz szachy lubisz teatr
Bóg o nas zapomniał już nie patrzy
dziś możemy zapłonąć bez żalu
gryź i szarp tyle twojego co wyrwiesz
przywykłem do piekła
które jakiś idiota nazwał Ziemią
przeciąłem liny twego mostu
to ja ta godzina przy mnie umierasz
jestem zły mówisz masz
mówię kocham okrutna kpina
co za smutek co za żal
przyszło nam opuścić skorupy ideałów
bolało trochę mniej niż zwykle
tylko trochę
otoczyłem się brzydotą całego świata
to ja ten strach w każdym kroku ciemności
usiadłem na czubku twego nosa
dojrzałaś mnie
zniszczyłem zdjęcia bolała mnie twoja twarz
nie żartuję gdzież bym śmiał
niech by ci się upiekło niech by bolało
może wtedy się uśmiechnę nie wcześniej
TERAPIA BEZSILNOSCI
Znowu piszę wiersze
więc musi być już bardzo źle
kończyny gniją gdzieś rozrzucone
na wiatr na Słońce
na tę ziemię pode mną
klnę się że nie przestanę
klnę we wszystkich językach
bo przy Tobie zapominam
gdzie mój
gdzie był mój rozum
kiedy oczy Twoje nosiłam na sobie
dziś mam tylko dwa słowa
blada ściana oczy brązowe
przy niej chcę mieć łóżko swoje
ukryj mnie w ramionach
a spełnię moje trzy życzenia
Yonderboi - All we go to hell
All we go to hell
Ladies and gentlemen
We don’t learn
Oh, we can’t
Do it now or never
Thursday, 27 January 2011
Z piekla Rogiem (2):
WYLICZANKA
Kolejną parę powiek zdzieram z głowy
chęć by uderzać w rozmyte przedmioty
do momentu uzyskania pustki idealnej
zostawił
-a mnie skuloną na końcu
schodów bez celu
przechowuję drobne paranoje pod kluczem
odwracam od ciebie twarz i słowa
by nie musieć czuć tego co wypada
z rąk
zrywam płatki skóry kocha nie kocha
wciąż i wciąż rozmawiam z kimś przez sen
widzę śmieci które przyniesie nam przyszłość
jestem otwartym na wszelkie propozycje
wrzodem
ZAPRZEPASZCZONE SILY
Czasami drżę gdy czuję że znów cię nie kocham
nigdy już moje ostrze nie zagra na skrzypcach uczuć
przestań krzyczeć bądź tylko cichnącą pozytywką
muzykokaina
oczy twoje droga rozsiana na południe
zachodów słońca
czasami budzę się gdy czuję że oddycham w pustce
zaciskam ciało w pięść próbuję przestać myśleć
wpompowałeś powietrze w ten dziwny świat
a teraz idź już
nie zagracaj moich myśli nie potrzebuję
kolejnego psa
czasami drwię gdy czuję że jestem sentymentalna
choć chciałam tylko wytrzeć sobie buty
OBLED CELU
Rażąca biel stron niegdyś zapisanych
ciepło umyka przez skórę każdym zadrapaniem
głowa pęcznieje zgniły owoc twego łona
klatkę wypełnia skowyt
ja kolejna ręka wrośnięta w ziemię
tonę w nieruchomych piaskach sennych oczu
zacieki mych palców szpecą ściany
w ustach wciąż ten sam obcy język
sto tysięcy drzazg rozsypanych na poduszce
gdy przychodzisz na mnie patrzeć nocą
zamknij mnie pod powieką bym nie umiał żyć
uderz bym poznał kształt ręki na pamięć
TYSIAC CZESCI LUSTRA
Moje imperium ognia nieustanny pochód Słońc
ludzie na barykadach wybucham prozą
krótkie chwile włosy na wietrze
szczęki szarpią brudne resztki tkanek
piłuję myśli cienkie struny wstrzykuję nerwicę
to ja ten głaz wymykam się z rąk staczam
myśli nie spływają na język paruje ze mnie krew
chwile w których żyłem policzalne jedna dłoń
wiem nadejdzie kiedyś lato szczęśliwy sen
plastelina umysłu zaszczepiony we mnie świt
sen zagląda w gałki jesteśmy dzikim winem
cichy blues mokrych chodników rozmyte głosy biegną
mam szesnaście lat obręcz cierniową na sercu
płatek po płatku mój rozpad przekwitała skóra
dzień za dniem wpadliśmy w środek kalejdoskopu
ciężar nagłej pustki kształt spadającej gwiazdy
skok przez plotki głęboka woda to nie my już
podobno dobry masz pecha potrafię oceniać sam
powitanie domu szaleńczy bieg ponad to
to żal ten kurz na mojej drodze nie rozumiem
moje imperium ognia wieczny zachód Słońca
podarte kalendarze
Kolejną parę powiek zdzieram z głowy
chęć by uderzać w rozmyte przedmioty
do momentu uzyskania pustki idealnej
zostawił
-a mnie skuloną na końcu
schodów bez celu
przechowuję drobne paranoje pod kluczem
odwracam od ciebie twarz i słowa
by nie musieć czuć tego co wypada
z rąk
zrywam płatki skóry kocha nie kocha
wciąż i wciąż rozmawiam z kimś przez sen
widzę śmieci które przyniesie nam przyszłość
jestem otwartym na wszelkie propozycje
wrzodem
ZAPRZEPASZCZONE SILY
Czasami drżę gdy czuję że znów cię nie kocham
nigdy już moje ostrze nie zagra na skrzypcach uczuć
przestań krzyczeć bądź tylko cichnącą pozytywką
muzykokaina
oczy twoje droga rozsiana na południe
zachodów słońca
czasami budzę się gdy czuję że oddycham w pustce
zaciskam ciało w pięść próbuję przestać myśleć
wpompowałeś powietrze w ten dziwny świat
a teraz idź już
nie zagracaj moich myśli nie potrzebuję
kolejnego psa
czasami drwię gdy czuję że jestem sentymentalna
choć chciałam tylko wytrzeć sobie buty
OBLED CELU
Rażąca biel stron niegdyś zapisanych
ciepło umyka przez skórę każdym zadrapaniem
głowa pęcznieje zgniły owoc twego łona
klatkę wypełnia skowyt
ja kolejna ręka wrośnięta w ziemię
tonę w nieruchomych piaskach sennych oczu
zacieki mych palców szpecą ściany
w ustach wciąż ten sam obcy język
sto tysięcy drzazg rozsypanych na poduszce
gdy przychodzisz na mnie patrzeć nocą
zamknij mnie pod powieką bym nie umiał żyć
uderz bym poznał kształt ręki na pamięć
TYSIAC CZESCI LUSTRA
Moje imperium ognia nieustanny pochód Słońc
ludzie na barykadach wybucham prozą
krótkie chwile włosy na wietrze
szczęki szarpią brudne resztki tkanek
piłuję myśli cienkie struny wstrzykuję nerwicę
to ja ten głaz wymykam się z rąk staczam
myśli nie spływają na język paruje ze mnie krew
chwile w których żyłem policzalne jedna dłoń
wiem nadejdzie kiedyś lato szczęśliwy sen
plastelina umysłu zaszczepiony we mnie świt
sen zagląda w gałki jesteśmy dzikim winem
cichy blues mokrych chodników rozmyte głosy biegną
mam szesnaście lat obręcz cierniową na sercu
płatek po płatku mój rozpad przekwitała skóra
dzień za dniem wpadliśmy w środek kalejdoskopu
ciężar nagłej pustki kształt spadającej gwiazdy
skok przez plotki głęboka woda to nie my już
podobno dobry masz pecha potrafię oceniać sam
powitanie domu szaleńczy bieg ponad to
to żal ten kurz na mojej drodze nie rozumiem
moje imperium ognia wieczny zachód Słońca
podarte kalendarze
Wednesday, 26 January 2011
The Raconteurs - Consoler of the Lonely
(Daddy, will you tell me the story about the chicken? hahahahaha...)
(ahahahaha...
ahahaha
Let's double track that...)
Haven't seen the sun in weeks
My skin is getting pale
Haven't got a mind left to speak
And I'm skinny as a rail
Lightbulbs are getting dim
My interests are starting to wane
I'm told it's everything a man could want
And I shouldn't complain
Conversations getting dull
There's a constant buzzing in my ears
Sense of humor's void and numb
And I'm bored to tears
I'm bored to tears, yeah...
I'm bored to tears, yeah...
If you're looking for an accomplice
A confederate, somebody's who's helpless
You're gonna find, you'll find yourself alone
If you're looking for cut-throat
Singing above note, looking for a scapegoat
You're gonna find, you'll find yourself alone
Looking for sympathy
I can get you something
Something good, something good to eat
Haven't had a decent meal
My brain is fried
Haven't slept a week for real
My tongue is tied
Lightbulbs are getting dim
My interests are starting to wane
I'm told it's everything a man could want
And I shouldn't complain
Conversations getting dull
There's a constant ringing in my ears
Sense of humor's void and numb
And I'm bored to tears
I'm bored to tears, yeah...
Wojaczek (1):
SEZON
Jest poręcz
ale nie ma schodów
Jest ja
ale mnie nie ma
Jest zimno
ale nie ma ciepłych skór zwierząt
niedźwiedzich futer lisich kit
Od czasu kiedy jest mokro
jest bardzo mokro
ja kocha mokro
na placu, bez parasola
Jest ciemno
jest ciemno jak najciemniej
mnie nie ma
Nie ma spać
Nie ma oddychać
Żyć nie ma
Tylko drzewa się ruszają
niepospolite ruszenie drzew
rodzą czarnego kota
który przebiega wszystkie drogi
PISZE WIERSZ
Siedzę w kącie
w swoim pokoju
zamknięty na klucz
Od czasu do czasu
by sprawdzić
czy żyję jeszcze
szpilką się nakłuwam
a do wnętrza czaszki
wprowadzam świderek
Ale
albo te sposoby
są zawodne
albo już nie żyję.
Siedzę w kałuży krwi
to jest moja krew mówię
ale wcale nie jestem tego pewny
W takim razie krew
moich zwierząt
psa miłego
i innego psa mojego
krew mojej fauny spokojnej.
Maczam palec w tej cieczy
ciemniejącej gęstniejącej
i wypisuję na ścianie
paradoks:
pierwszy lepszy trup jest lepszy
od żywego byle martwy
Przyglądam się długo dziełu
każdemu słowu
każdej literze z osobna
nagle zauważam
że ściana jest czysta
biała
PEWNA SYTUACJA
Najwyraźniej obcięto mi dłonie
Piszę
Patyczkiem przywiązanym do prawego kikuta
Maczam ów patyczek w brunatnym atramencie
Jestem także bez głowy
Znamion mojej płci
Nóżki ktoś subtelny umył i schował
Tak jestem
W wannie się wyleguję
W ciepłej krwi moich zwierząt
ON
Przyszedł
Niewiele miał do powiedzenia
Pokazał ostrze i uśmiechnął się
Wszystkim nam
nagle
zrobiło się
niedobrze
Usiadł na ławeczce zerwał stokrotkę
Powąchał
i przytwierdził ją do klapy
Kiedy roześmiał się
ze strachu zaczęło śmierdzieć
Ale on miał słabą głowę
Pierwszy nie wytrzymał i wstał
Odszedł na stronę
a my zaczęliśmy oddychać
A potem poszedł już całkiem
i nie wrócił
Jest poręcz
ale nie ma schodów
Jest ja
ale mnie nie ma
Jest zimno
ale nie ma ciepłych skór zwierząt
niedźwiedzich futer lisich kit
Od czasu kiedy jest mokro
jest bardzo mokro
ja kocha mokro
na placu, bez parasola
Jest ciemno
jest ciemno jak najciemniej
mnie nie ma
Nie ma spać
Nie ma oddychać
Żyć nie ma
Tylko drzewa się ruszają
niepospolite ruszenie drzew
rodzą czarnego kota
który przebiega wszystkie drogi
PISZE WIERSZ
Siedzę w kącie
w swoim pokoju
zamknięty na klucz
Od czasu do czasu
by sprawdzić
czy żyję jeszcze
szpilką się nakłuwam
a do wnętrza czaszki
wprowadzam świderek
Ale
albo te sposoby
są zawodne
albo już nie żyję.
Siedzę w kałuży krwi
to jest moja krew mówię
ale wcale nie jestem tego pewny
W takim razie krew
moich zwierząt
psa miłego
i innego psa mojego
krew mojej fauny spokojnej.
Maczam palec w tej cieczy
ciemniejącej gęstniejącej
i wypisuję na ścianie
paradoks:
pierwszy lepszy trup jest lepszy
od żywego byle martwy
Przyglądam się długo dziełu
każdemu słowu
każdej literze z osobna
nagle zauważam
że ściana jest czysta
biała
PEWNA SYTUACJA
Najwyraźniej obcięto mi dłonie
Piszę
Patyczkiem przywiązanym do prawego kikuta
Maczam ów patyczek w brunatnym atramencie
Jestem także bez głowy
Znamion mojej płci
Nóżki ktoś subtelny umył i schował
Tak jestem
W wannie się wyleguję
W ciepłej krwi moich zwierząt
ON
Przyszedł
Niewiele miał do powiedzenia
Pokazał ostrze i uśmiechnął się
Wszystkim nam
nagle
zrobiło się
niedobrze
Usiadł na ławeczce zerwał stokrotkę
Powąchał
i przytwierdził ją do klapy
Kiedy roześmiał się
ze strachu zaczęło śmierdzieć
Ale on miał słabą głowę
Pierwszy nie wytrzymał i wstał
Odszedł na stronę
a my zaczęliśmy oddychać
A potem poszedł już całkiem
i nie wrócił
The Dead Weather - Hang You From The Heavens
I never know how to treat you
You think I love you but it ain't true
I'm walking away now
One step forward and back two
I like to grab you by the hair
and hang you up from the heavens
I don't know how to let you go
Or if i should keep you
I don't know how to let you know
I really do have a reason
I like to grab you by the hair
and drag you to the devil
I never know how to push you
Just to... Just to confuse you
I make my hope, Just to see how
Just to see how
to push you
I like to grab you by the hair
and hang you up from the heavens
I 'd like to grab you by the hair
and send you up to the devil
I never know what mood you be
You may be kind or cruel to me
I'm walking away now
one step forward and back three
I never know what I'm gonna to do
I say I'm leaving, but It ain't true
I got a lot to do to you
There ain't nothing you can do...to stop it
I want to grab you by the hair
I want to grab you by the hair
I want to grab you by the hair
and hang you up from the heavens
Z piekla Rogiem (1):
COS SIE KONCZY, NIC SIE NIE ZACZYNA
Opuscilem wszystkie puste korytarze
nie zostawiajac za soba
okruchow smaku ich zdradzonych ust
jakze skrepowane byly wowczas
moje dlonie
nie ma nie ma
zagryzamy juz tylko puste policzki
dzis pozwalam im splywac po twarzy
mam dwadziescia szesc lat
przywyklem do wypelniania klatek
chory na nieuleczalnosc izolacji
UPSIDE DOWN
Kozuni :)
Uznajmy ze poznalem tysiac jeden basni
napisanych na przescieradlach wlosow
kobiety bez twarzy
koscioly z piasku
jest jakis dramatyzm w ich dloniach
podanych do snu
i kiedy mysla ze rozmawiaja ze swoim bogiem
znow mylac imiona
kobiety bezcielesne
posagi z goracego wosku
zatapialem w nich dlonie
az po horyzont
gdzies pomiedzy poczeciem a terazniejszoscia
wrzezbilem w nie troche snow i kart
i te pewnosc ze pewnego dnia przejrza
owocami u mych stop
kobiety bezmyslne
z zielonej jarzebiny
sloma i jedwab
ORION
Jesteś krwią szepczącą w moich uszach
sumą zbioru schizofrenii
akordy Twego oddechu na karku
kołysanka mimo wrzasku mew
przeglądamy się w kroplach deszczu
odnajdziesz mnie w ciężarze
każdego włosa na poduszce
jesteś chłodem palców wśród fal gorączki
już zamilkły pijane okna
chwytam ich czerń i rozlewam przed oczami
rozpuszczę warkocze żył
na dywan pod Twe stopy
tańczymy na bliźniaczych płaszczyznach snu
pierwszą i ostatnią jest m
y jako centrum wszechświata
immanentna potrzeba
Opuscilem wszystkie puste korytarze
nie zostawiajac za soba
okruchow smaku ich zdradzonych ust
jakze skrepowane byly wowczas
moje dlonie
nie ma nie ma
zagryzamy juz tylko puste policzki
dzis pozwalam im splywac po twarzy
mam dwadziescia szesc lat
przywyklem do wypelniania klatek
chory na nieuleczalnosc izolacji
UPSIDE DOWN
Kozuni :)
Uznajmy ze poznalem tysiac jeden basni
napisanych na przescieradlach wlosow
kobiety bez twarzy
koscioly z piasku
jest jakis dramatyzm w ich dloniach
podanych do snu
i kiedy mysla ze rozmawiaja ze swoim bogiem
znow mylac imiona
kobiety bezcielesne
posagi z goracego wosku
zatapialem w nich dlonie
az po horyzont
gdzies pomiedzy poczeciem a terazniejszoscia
wrzezbilem w nie troche snow i kart
i te pewnosc ze pewnego dnia przejrza
owocami u mych stop
kobiety bezmyslne
z zielonej jarzebiny
sloma i jedwab
ORION
Jesteś krwią szepczącą w moich uszach
sumą zbioru schizofrenii
akordy Twego oddechu na karku
kołysanka mimo wrzasku mew
przeglądamy się w kroplach deszczu
odnajdziesz mnie w ciężarze
każdego włosa na poduszce
jesteś chłodem palców wśród fal gorączki
już zamilkły pijane okna
chwytam ich czerń i rozlewam przed oczami
rozpuszczę warkocze żył
na dywan pod Twe stopy
tańczymy na bliźniaczych płaszczyznach snu
pierwszą i ostatnią jest m
y jako centrum wszechświata
immanentna potrzeba
Monday, 24 January 2011
Wednesday, 19 January 2011
Z tomiku nadrealistycznego (10):
ANDRE BRETON - WOLNY ZWIAZEK
Moja żona o włosach z płonącego drewna
O myślach w upale błyskawic
O talii piaskowego zegara
Moja żona o talii jak u wydry w zębach tygrysa
Moja żona o ustach jak kokarda i jak wiązanka gwiazd ostatniej
[wielkości
O zębach jak ślad białej myszy na białej ziemi
O języku z ambry i rzniętego szkła
Moja żona o języku jak opłatek przebity sztyletem
O języku lalki która otwiera i zamyka oczy
O języku z niewiarygodnego kamienia
Moja żona o rzęsach jak krechy stawiane przez dziecko
O brwiach jak krawędzie jaskółczego gniazda
Moja żona o skroniach jak mika na dachu cieplarni
I jak oszklona boja
Moja żona o ramionach jak otwierany szampan
I jak fontanna z głowami delfinów pod lodem
Moja żona o kostkach napiąstkowych jak zapałki
Moja żona o palcach do hazardu i do asa kier
O palcach jak skoszone siano
Moja żona o pachach jak soból i jak żołądź buku
Jak noc świętojańska
Jak ligustr i jak gniazdo skalarów
O rękach jak morska pianka i piana u śluzy
I jak mąka i młyn równocześnie
Moja żona o nogach rakiety
O ruchach zegarowego mechanizmu i rozpaczy
Moja żona o łydkach ze rdzenia bzowego
Moja żona o stopach jak inicjały
O stopach jak pęki kluczy angielskich u stóp robotników
[okrętowych pijących wodę
Moja żona o szyi jak jęczmień
Moja żona o piersi jak Dolina Złota
Jak schadzki w samym łożysku potoku
O dwojgu piersi nocnych
Moja żona o piersiach jak morskie kretowisko
Moja żona o piersiach jak rubinowe tygielki
O piersiach jak widmo róży pod rosą
Moja żona o brzuchu jak rozwinięty wachlarz dni
O brzuchu jak olbrzymi szpon
Moja żona o grzbiecie ptaka co ulatuje pionowo
O plecach z żywego srebra
O plecach ze światła
O karku z toczonego kamienia i wilgotnej kredy
I jak spodek szklanki z której się piło
Moja żona o biodrach czółna
O biodrach kandelabru i lotek u strzały
I piór białego pawia
O biodrach nieczułej wagi
Moja żona o pośladkach z fajansu i amiantu
Moja żona o pośladkach jak grzbiet łabędzia
Moja żona o wiosennych pośladkach
O płci mieczyka
Moja żona o płci jak pole złotonośne i australijski dziobak
Moja żona o płci jak alga i jak starodawne cukierki
Moja żona o płci lustrzanej
Moja żona o oczach pełnych łez
O oczach jak fioletowa zbroja i jak magnetyczna igła
Moja żona o oczach sawanny
Moja żona o oczach jak woda do picia w więzieniu
Moja żona o oczach jak las pod siekierą
O oczach na poziomie wody na poziomie powietrza ziemi i ognia
ANDRE BRETON - PO RAZ OSTATNI WYJMUJE SIE LISTY
List na który czekam podróżuje incognito w kopercie
Z przyklejonym znaczkiem a w innym świecie
Ten znaczek ma stempel zodiaku
Trudno odczytać nazwisko wśród ząbków na brzegu
Kiedy już do mnie dojdzie słońce będzie zimne
Będzie pełno nędzarzy na Place Blanche
Wśród których wyróżniać się będzie moja odwaga
Podobna do wirówki wiewiórek
Otworzę go jednym uderzeniem wiosła
I zacznę czytać
To nie omieszka ściągnąć zgromadzenia
Ale ja nie przestanę
Słowa dotąd nieznane popłyną na wietrze
Całe z podpalonej słomy i błyszczeć będą w azbestowej klatce
Zawieszonej na drzewie zagadek
List na który czekam będzie koloru przygasłych żaglowców
Lecz wieści mi przyniesie w formie rannej rosy
Odnajdę w tych formach wszystko co straciłem
Te światła co kołyszą rzeczy nierealne
Te zwierzęta przeistoczone dzięki którym cos tam zrozumiałem
Te kamienie rzucane jakby po to żeby mnie wytropić
Jakże małych rozmiarów jest ten list na który czekam
Byle tylko nie przepadł wśród ziaren trucizny
PHILIPPE SOUPAULT - NIC PROCZ SWIATLA
Nic prócz światła które twe ręce sieją
nic prócz płomienia i oczu twoich
tych pól i żniwa na twej skórze
nic prócz upału twego głosu
nic prócz pożaru
i prócz ciebie
Bo jesteś wodą która śni
i trwa w uporze
wodą drżącą wodą świecącą
wodą łagodną jak spokojny wiatr
wodą która śpiewa
wodą radości i twych łez
Samotna którą pieśni ścigają
szczęśliwe pieśni ziemi i nieba
silna i żywa w tajemnicy
zmartwychwstała
wreszcie nadeszła twa godzina
twe lata
Moja żona o włosach z płonącego drewna
O myślach w upale błyskawic
O talii piaskowego zegara
Moja żona o talii jak u wydry w zębach tygrysa
Moja żona o ustach jak kokarda i jak wiązanka gwiazd ostatniej
[wielkości
O zębach jak ślad białej myszy na białej ziemi
O języku z ambry i rzniętego szkła
Moja żona o języku jak opłatek przebity sztyletem
O języku lalki która otwiera i zamyka oczy
O języku z niewiarygodnego kamienia
Moja żona o rzęsach jak krechy stawiane przez dziecko
O brwiach jak krawędzie jaskółczego gniazda
Moja żona o skroniach jak mika na dachu cieplarni
I jak oszklona boja
Moja żona o ramionach jak otwierany szampan
I jak fontanna z głowami delfinów pod lodem
Moja żona o kostkach napiąstkowych jak zapałki
Moja żona o palcach do hazardu i do asa kier
O palcach jak skoszone siano
Moja żona o pachach jak soból i jak żołądź buku
Jak noc świętojańska
Jak ligustr i jak gniazdo skalarów
O rękach jak morska pianka i piana u śluzy
I jak mąka i młyn równocześnie
Moja żona o nogach rakiety
O ruchach zegarowego mechanizmu i rozpaczy
Moja żona o łydkach ze rdzenia bzowego
Moja żona o stopach jak inicjały
O stopach jak pęki kluczy angielskich u stóp robotników
[okrętowych pijących wodę
Moja żona o szyi jak jęczmień
Moja żona o piersi jak Dolina Złota
Jak schadzki w samym łożysku potoku
O dwojgu piersi nocnych
Moja żona o piersiach jak morskie kretowisko
Moja żona o piersiach jak rubinowe tygielki
O piersiach jak widmo róży pod rosą
Moja żona o brzuchu jak rozwinięty wachlarz dni
O brzuchu jak olbrzymi szpon
Moja żona o grzbiecie ptaka co ulatuje pionowo
O plecach z żywego srebra
O plecach ze światła
O karku z toczonego kamienia i wilgotnej kredy
I jak spodek szklanki z której się piło
Moja żona o biodrach czółna
O biodrach kandelabru i lotek u strzały
I piór białego pawia
O biodrach nieczułej wagi
Moja żona o pośladkach z fajansu i amiantu
Moja żona o pośladkach jak grzbiet łabędzia
Moja żona o wiosennych pośladkach
O płci mieczyka
Moja żona o płci jak pole złotonośne i australijski dziobak
Moja żona o płci jak alga i jak starodawne cukierki
Moja żona o płci lustrzanej
Moja żona o oczach pełnych łez
O oczach jak fioletowa zbroja i jak magnetyczna igła
Moja żona o oczach sawanny
Moja żona o oczach jak woda do picia w więzieniu
Moja żona o oczach jak las pod siekierą
O oczach na poziomie wody na poziomie powietrza ziemi i ognia
ANDRE BRETON - PO RAZ OSTATNI WYJMUJE SIE LISTY
List na który czekam podróżuje incognito w kopercie
Z przyklejonym znaczkiem a w innym świecie
Ten znaczek ma stempel zodiaku
Trudno odczytać nazwisko wśród ząbków na brzegu
Kiedy już do mnie dojdzie słońce będzie zimne
Będzie pełno nędzarzy na Place Blanche
Wśród których wyróżniać się będzie moja odwaga
Podobna do wirówki wiewiórek
Otworzę go jednym uderzeniem wiosła
I zacznę czytać
To nie omieszka ściągnąć zgromadzenia
Ale ja nie przestanę
Słowa dotąd nieznane popłyną na wietrze
Całe z podpalonej słomy i błyszczeć będą w azbestowej klatce
Zawieszonej na drzewie zagadek
List na który czekam będzie koloru przygasłych żaglowców
Lecz wieści mi przyniesie w formie rannej rosy
Odnajdę w tych formach wszystko co straciłem
Te światła co kołyszą rzeczy nierealne
Te zwierzęta przeistoczone dzięki którym cos tam zrozumiałem
Te kamienie rzucane jakby po to żeby mnie wytropić
Jakże małych rozmiarów jest ten list na który czekam
Byle tylko nie przepadł wśród ziaren trucizny
PHILIPPE SOUPAULT - NIC PROCZ SWIATLA
Nic prócz światła które twe ręce sieją
nic prócz płomienia i oczu twoich
tych pól i żniwa na twej skórze
nic prócz upału twego głosu
nic prócz pożaru
i prócz ciebie
Bo jesteś wodą która śni
i trwa w uporze
wodą drżącą wodą świecącą
wodą łagodną jak spokojny wiatr
wodą która śpiewa
wodą radości i twych łez
Samotna którą pieśni ścigają
szczęśliwe pieśni ziemi i nieba
silna i żywa w tajemnicy
zmartwychwstała
wreszcie nadeszła twa godzina
twe lata
Etykiety:
andre breton,
philippe soupault,
poezja,
surrealizm,
z tomiku nadrealistycznego
Tuesday, 18 January 2011
Creed - With arms wide open
Well I just heard the news today
It seems my life is going to change
I close my eyes, begin to pray
Then tears of joy stream down my face
With arms wide open
Under the sunlight
Welcome to this place
I'll show you everything
With arms wide open
With arms wide open
Well I don't know if I'm ready
To be the man I have to be
I'll take a breath, I'll take her by my side
We stand in awe, we've created life
With arms wide open
Under the sunlight
Welcome to this place
I'll show you everything
With arms wide open
Now everything has changed
I'll show you love
I'll show you everything
With arms wide open
With arms wide open
I'll show you everything ...oh yeah
With arms wide open..wide open
[Guitar Break]
If I had just one wish
Only one demand
I hope he's not like me
I hope he understands
That he can take this life
And hold it by the hand
And he can greet the world
With arms wide open...
With arms wide open
Under the sunlight
Welcome to this place
I'll show you everything
With arms wide open
Now everything has changed
I'll show you love
I'll show you everything
With arms wide open
With arms wide open
I'll show you everything..oh yeah
With arms wide open....wide open
Monday, 17 January 2011
Adele - z nowej plyty "21"
ROLLING IN THE DEEP
There's a fire starting in my heart,
Reaching a fever pitch and it's bringing me out the dark
Finally, I can see you crystal clear.
Go ahead and sell me out and I'll lay your ship there.
See how I leave, with every piece of you
Don't underestimate the things that I will do.
There's a fire starting in my heart,
Reaching a fever pitch and it's bringing me out the dark
The scars of your love, remind me of us.
They keep me thinking that we almost had it all
The scars of your love, they leave me breathless
I can't help feeling...
We could have had it all... (you're gonna wish you, never had met me)...
Rolling in the Deep (Tears are gonna fall, rolling in the deep)
Your had my heart... (you're gonna wish you)... Inside of your hand (Never had met me)
And you played it... (Tears are gonna fall)... To the beat (Rolling in the deep)
Baby I have no story to be told,
But I've heard one of you and I'm gonna make your head burn.
Think of me in the depths of your despair.
Making a home down there, as mine sure won't be shared.
The scars of your love, remind you of us.
They keep me thinking that we almost had it all
The scars of your love, they leave me breathless
I can't help feeling...
We could have had it all... (you're gonna wish you never had met me)... Rolling in the Deep
(Tears are gonna fall, rolling in the deep)
Your had my heart... (you're gonna wish you)... inside of your hand (Never had met me)
And you played it... (Tears are gonna fall)... To the beat (Rolling in the deep)
Could have had it all
Rolling in the deep.
You had my heart inside of your hand,
But you played it with your beating
Throw yourself through ever open door (Whoa)
Count your blessings to find what look for (Whoa-uh)
Turn my sorrow into treasured gold (Whoa)
And pay me back in kind- You reap just what you sow.
(You're gonna wish you... Never had met me)
We could have had it all (Tears are gonna fall... Rolling in the deep)
We could have had it all yeah ( you're gonna wish you... never had met me)
It all. (Tears are gonna fall)
It all
It all (Rolling in the deep)
We could have had it all (you're gonna wish you, never had met me)
Rolling in the deep (Tears are gonna fall rolling in the deep)
You had my heart inside... (you're gonna wish you)... of your hand (Never had met me)
And you played it... (Tears are gonna fall)... to the beat (Rolling in the deep)
We could have had it all ( you're wish you never had met me)
Rolling in the deep (tears are gonna fall, rolling in the deep)
You had my heart... ( you're gonna wish you)... Inside of your hand (Never had met me)
But you played it
You played it.
You played it.
You played it to the beat.
SOMEONE LIKE YOU
I heard that your settled down.
That you found a girl and your married now.
I heard that your dreams came true.
Guess she gave you things I didn't give to you.
Old friend why are you so shy?
It ain't like you to hold back or hide from the lie.
I hate to turn up out of the blue uninvited.
But I couldn't stay away I couldn't fight it.
I'd hoped you'd see my face & that you'd be reminded
That for me it isn't over.
Nevermind I'll find someone like you.
I wish nothing but the best for you too.
Don't forget me I beg I remember you said:-
"Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead"
Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead yeah.
You'd know how the time flies.
Only yesterday was the time of our lives.
We were born and raised in a summery haze.
Bound by the surprise of our glory days.
I hate to turn up out of the blue uninvited
But I couldn't stay away I couldn't fight it.
I'd hoped you'd see my face & that you'd be reminded
That for me it isn't over yet.
Nevermind I'll find someone like you.
I wish nothing but the best for you too.
Don't forget me I beg I remember you said:-
"Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead" yay.
Nothing compares no worries or cares.
Regret's and mistakes they're memories made.
Who would have known how bittersweet this would taste?
Nevermind I'll find someone like you.
I wish nothing but the best for you too.
Don't forget me I beg I remembered you said:-
"Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead"
Nevermind I'll find someone like you.
I wish nothing but the best for you too.
Don't forget me I beg I remembered you said:-
"Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead"
Sometimes it lasts in love but sometimes it hurts instead
Friday, 7 January 2011
Cradle of Filth - Nymphetamine
Laid to the river
Midsummer, I waved
A "V" of black swans
On with hope to the grave
And though Red September
With skies fire-paved
I begged you appear
Like a thorn for the holy ones
Cold was my soul
Untold was the pain
I faced when you left me
A rose in the rain....
So I swore to the razor
That never, enchained
Would your dark nails of faith
Be pushed through my veins again
Bared on your tomb
I'm a prayer for your loneliness
And would you ever soon
Come above onto me?
For once upon a time
On the binds of your loneliness
I could always find the right slot for your sacred key
Six feet deep is the incision
In my heart, that barless prison
Discoulours all with tunnel vision
Sunsetter...
Nymphetamine
Sick and weak from my condition
This lust, this vampyric addiction
To Her alone in full submission
None better...
Nymphetamine
Nymphetamine, Nymphetamine...
Nymphetamine girl.
Wicked with your charm
I'm circled like prey
Back in the forest
Were whispers persuade
More sugar trails
More white lady laid
Than pillars of salt...
(keeping Sodom at at bay)
Fold to my arms
Hold their mesmeric sway
And dance out to the moon
As we did in those golden days
Christening stars
I remember the way
We were needle and spoon
Mislaid in the burning hay
Bared on your tomb
I'm a prayer for your loneliness
And would you ever soon
Come above onto me?
For once upon a time
On the binds of your loneliness
I could always find the right slot for your sacred key
Six feet deep is the incision
In my heart, that barless prison
Discoulours all with tunnel vision
Sunsetter...
Nymphetamine
Sick and weak from my condition
This lust, this vampyric addiction
To Her alone in full submission
None better...
Nymphetamine
Nymphetamine, Nymphetamine...
My Nymphetamine girl.
Charles Bukowski
WOLNOSC
pił wino przez całą noc w noc
28-ego i wciąż o niej myślał:
o tym jak chodziła i mówiła i kochała się
o tym jak opowiadała mu o rzeczach które wydawały się
prawdziwe a było odwrotnie, i znał kolor jej każdej
sukienki
i jej butów - znał kształt i wysokość
każdego obcasa
podobnie nogi ułożonej w bucie.
i znów jej nie było kiedy przyszedł do domu, i
znów wróciłaby z dziwnym zapachem na sobie,
i tak było
przyszła o 3 nad ranem
brudna jak prosie ryjące w gnoju
i
wyciągnął rzeźniczy nóz
i ona krzyknęła
cofając się do ściany pokoju
wciąż jakoś ładna
pomimo smrodu jej miłości
i on dokończył szklankę wina.
ta żółta sukienka
jego ulubiona
i ona znów krzyknęła.
i podniósł nóż
i odpiął pasek
i zerwał z siebie przed nią ubranie
i odciął sobie jaja.
niósł je w dłoniach
jak morele
i spuścił je do
klozetu
i ona dalej wrzeszczała
kiedy w pokoju zrobiło się czerwono
i usiadł trzymając 3 ręczniki
między nogami
mając gdzieś czy odejdzie czy
zostanie
czy nosi na sobie żółtą czy zieloną czy
też żadną.
i jedną ręką trzymając i drugą
podniósł i polał sobie
kolejną szklankę wina.
GLOD
byłem głodny wiele razy
ale okres który pamiętam
szczególnie miał miejsce
w Nowym Jorku,
nadchodziła noc
kiedy stałem przed
szklanym oknem
restauracji.
i w tym oknie
była pieczona świnia,
bez oczu,
z jabłkiem w ryju.
biedna cholerna świnia.
biedny cholerny ja.
za tą świnią
wewnątrz
byli ludzie
siedzący przy stolikach
rozmawiając, jedząc, pijąc.
nie byłem jednym z tych ludzi.
poczułem się związany z tą świnią.
zostaliśmy złapani w niewłaściwym
miejscu
w niewłaściwym
czasie.
wyobraziłem sobie samego siebie w oknie,
bez oczu, upieczonego, z jabłkiem w
ustach.
to by dopiero przyciągnęło tłumy.
- hey, coś nie widać zada.
- jego ramiona są za chude.
- widzę jego żebra!
odszedłem od okna.
poszedłem do swojego pokoju.
wciąż miałem pokój.
wchodząc do swojego pokoju
zacząłem rozmyślać:
może mógłbym zjeść trochę papieru?
gazetę?
karaluchy?
może złapać szczura?
surowego szczura.
obrać z sierści,
wyjąć wnętrzności.
wyjąć oczy.
odciąć głowę, ogon.
nie, dostałbym jeszcze
jakiejś paskudnej szczurzej choroby!
szedłem dalej.
byłem tak głodny że aż wszystko
wydawało mi się zdatne do jedzenia:
ludzie, hydranty, asfalt,
zegarki na rękę...
mój pasek, moja koszula.
wszedłem do budynku i
poszedłem schodami do góry do swojego
pokoju.
usiadłem na krześle.
nie włączyłem światła.
siedziałem tak i zastanawiałem się czy aby
nie oszalałem
gdyż nie robiłem nic aby sobie
pomóc.
głód w końcu ustąpił
i siedziałem tak dalej.
aż to usłyszałem:
dwoje ludzi w pokoju obok
kopulowało ze sobą.
słyszałem skrzypienie łóżka
i jęki.
wstałem, wyszedłem z
pokoju i wróciłem na
ulicę.
za to tym razem poszedłem
w inną stronę,
ominąłem świnię
za oknem.
ale pomyślałem o świni
i zdecydowałem że prędzej umrę
niż ją
zjem.
zaczęło padać.
spojrzałem w górę.
otworzyłem usta i połykałem krople
deszczu... zupę z nieba...
- hey, spójrz na tego faceta!
usłyszałem kogoś.
głupie sukinsyny, pomyślałem,
głupie sukin-
syny!
zamknąłem usta i poszedłem
dalej.
pił wino przez całą noc w noc
28-ego i wciąż o niej myślał:
o tym jak chodziła i mówiła i kochała się
o tym jak opowiadała mu o rzeczach które wydawały się
prawdziwe a było odwrotnie, i znał kolor jej każdej
sukienki
i jej butów - znał kształt i wysokość
każdego obcasa
podobnie nogi ułożonej w bucie.
i znów jej nie było kiedy przyszedł do domu, i
znów wróciłaby z dziwnym zapachem na sobie,
i tak było
przyszła o 3 nad ranem
brudna jak prosie ryjące w gnoju
i
wyciągnął rzeźniczy nóz
i ona krzyknęła
cofając się do ściany pokoju
wciąż jakoś ładna
pomimo smrodu jej miłości
i on dokończył szklankę wina.
ta żółta sukienka
jego ulubiona
i ona znów krzyknęła.
i podniósł nóż
i odpiął pasek
i zerwał z siebie przed nią ubranie
i odciął sobie jaja.
niósł je w dłoniach
jak morele
i spuścił je do
klozetu
i ona dalej wrzeszczała
kiedy w pokoju zrobiło się czerwono
i usiadł trzymając 3 ręczniki
między nogami
mając gdzieś czy odejdzie czy
zostanie
czy nosi na sobie żółtą czy zieloną czy
też żadną.
i jedną ręką trzymając i drugą
podniósł i polał sobie
kolejną szklankę wina.
GLOD
byłem głodny wiele razy
ale okres który pamiętam
szczególnie miał miejsce
w Nowym Jorku,
nadchodziła noc
kiedy stałem przed
szklanym oknem
restauracji.
i w tym oknie
była pieczona świnia,
bez oczu,
z jabłkiem w ryju.
biedna cholerna świnia.
biedny cholerny ja.
za tą świnią
wewnątrz
byli ludzie
siedzący przy stolikach
rozmawiając, jedząc, pijąc.
nie byłem jednym z tych ludzi.
poczułem się związany z tą świnią.
zostaliśmy złapani w niewłaściwym
miejscu
w niewłaściwym
czasie.
wyobraziłem sobie samego siebie w oknie,
bez oczu, upieczonego, z jabłkiem w
ustach.
to by dopiero przyciągnęło tłumy.
- hey, coś nie widać zada.
- jego ramiona są za chude.
- widzę jego żebra!
odszedłem od okna.
poszedłem do swojego pokoju.
wciąż miałem pokój.
wchodząc do swojego pokoju
zacząłem rozmyślać:
może mógłbym zjeść trochę papieru?
gazetę?
karaluchy?
może złapać szczura?
surowego szczura.
obrać z sierści,
wyjąć wnętrzności.
wyjąć oczy.
odciąć głowę, ogon.
nie, dostałbym jeszcze
jakiejś paskudnej szczurzej choroby!
szedłem dalej.
byłem tak głodny że aż wszystko
wydawało mi się zdatne do jedzenia:
ludzie, hydranty, asfalt,
zegarki na rękę...
mój pasek, moja koszula.
wszedłem do budynku i
poszedłem schodami do góry do swojego
pokoju.
usiadłem na krześle.
nie włączyłem światła.
siedziałem tak i zastanawiałem się czy aby
nie oszalałem
gdyż nie robiłem nic aby sobie
pomóc.
głód w końcu ustąpił
i siedziałem tak dalej.
aż to usłyszałem:
dwoje ludzi w pokoju obok
kopulowało ze sobą.
słyszałem skrzypienie łóżka
i jęki.
wstałem, wyszedłem z
pokoju i wróciłem na
ulicę.
za to tym razem poszedłem
w inną stronę,
ominąłem świnię
za oknem.
ale pomyślałem o świni
i zdecydowałem że prędzej umrę
niż ją
zjem.
zaczęło padać.
spojrzałem w górę.
otworzyłem usta i połykałem krople
deszczu... zupę z nieba...
- hey, spójrz na tego faceta!
usłyszałem kogoś.
głupie sukinsyny, pomyślałem,
głupie sukin-
syny!
zamknąłem usta i poszedłem
dalej.
Wednesday, 5 January 2011
Editors - You Don't Know Love
You don't know love like you used to,
You don't feel love like you did before.
You ran with the dead today, with the moles from the C.I.A.,
They say more than you ever say.
Headlights in your rear view mirror,
A panther's eyes as he prays on fear,
Your hunt for love, you electioneer.
You ran with the dead today,
Through the cemeteries where ghosts still play,
The more you ran, love got further away.
One look and I saw inside
Every little thing you'd die to hide,
You are the truth, when you lied.
You don't know love like you used to,
You don't feel love like you did before.
Ewa Sonnenberg - Psychotropy Macht Frei
ANABOLIKI WALKI I MOLEKUŁY NIEPOSKROMIONYCH EMOCJI
MIESIĄCE JAK DNI
DNI JAK MINUTY
JAWNOŚĆ KRZYWDY
SZALEŃSTWO WALKI
dzieli nas trzydzieści dni – bilet dowolnego czasu
NIKOGO NIE INTERESUJE FIKCJA
UCIECZKI DO ŚWIATA WYOBRAŹNI
„WSZYSTKO BĘDZIE W PORZĄDKU”
TYLKO LEKKO WYKREŚLIMY CIĘ ZE SPOŁECZEŃSTWA
PRZEKRACZANIE PEWNYCH DANYCH JEST NIEWSKAZANE
JEDNOSTKI NIEWYGODNE POD ŚCISŁĄ KONTROLĄ
TYLKO DOPISZEMY ZASKAKUJĄCE EPIZODY DO ŻYCIORYSU
„ZAPRASZAMY DO PSYCHIATRY”
„KRÓTKI POBYT W DOMU WARIATÓW”
ach, panie doktorze – płynę wieczorami między obłokami
słowo „ja” staje się adekwatne do otoczenia?
powoli się stabilizuję – słyszę zapach swojego głosu
ni mniej ni więcej robią ze mnie idiotę
a wokół syf i mieszanie w szambie
kurwa rodzaju męskiego lub żeńskiego w cenie promocyjnej
o czym dzisiaj donieśli na mój temat?
jakim gównem faszerują ludzi?
EUROPEJSKA WOLNOŚĆ W FORMIE
podaj pin: europejski poeta wolności: NUMBER OF YOUR CREDIT CARD ?
PAPA MOBILE PAPA DANCE PAPA NULL
JEST ROK 2010 WCIĄŻ NA „DARK LIŚCIE”
ŚCIGANA ZA BYCIE SOBĄ PISZĘ LISTY Z WIĘZIENIA
MOJA CELA KRWI JEST OGRODEM Z CZERWONYMI RÓŻAMI
BIAŁE MOTYLE JAK BILETY DO LEPSZEGO ŚWIATA WYOBRAŹNI
Piszę „SŁOWNIK UCZUĆ” bo tutaj zapomina się jak być człowiekiem
Karta pamięci przeistacza się w wielowątkową matrycę narzucanych danych
ALBO JESTEŚ TAKA JAK WSZYSCY
ALBO BAWIMY SIĘ W WOJNĘ
OŁOWIANE ŻOŁNIERZYKI I PLUSZOWE MISIE
PRZEŚLADOWANIE W NORMIE
TZW. „UMILANIE ŻYCIA”
WALKI OSTATECZNE O PRAWO DO WŁASNEGO CHARAKTERU
CONTROL – ACTION NARZUCA TŁUMOM WSPÓLNE MYŚLENIE
WSPÓLNA TOŻSAMOŚĆ W TOŻSAMYCH MUNDURKACH
PSEUDO - MORALNOŚCI
ROZWIŃ USŁUGĘ”: NIEPOLICZALNA LICZBA OKREŚLEŃ
JA – NIE JA: jedna z wielu?
balast egzystencjalny czy balast Ziemi ?
EARTHMAN - CYBORG – EXTREME GIRL -
PRZEPŁYWAM MIĘDZY TYMI OKREŚLANIAMI
MUTUJĄC SIĘ I PRZEKSZTAŁCAJĄC
WŁAŚCIWIE JESTEM W NIEUCHWYTNYM SYSTEMIE REALACJI
UPRAWIAM RÓŻNE STYLE ANIMACJI TRÓJWYMIARU:
NAWET DLA SAMEJ SIEBIE JESTEM KIMŚ NIEZNAJOMYM
NIE MA TAKIEGO SŁOWA KTÓRE POTRAFIŁOBY MNIE OKREŚLIĆ
I DZIĘKI TEMU NIKT NIE MA DO MNIE PRAWA
JEST ROK 2010 WKRÓTCE CZEKA LUDZKOŚĆ MIŁA NIESPODZIANKA
CZY TO AŻ TAK SZOKUJĄCE?
PRAWDA GNIEWU POKONA KAŻDĄ SIŁĘ (BEZSILNOŚĆ) FAŁSZU
JEST 2010 ROK
JESTEM WIĘŹNIEM
JESTEM ZAKŁADNIKIEM KŁAMSTWA
NIEWIDZIALNE KAJDANY STAWIAJĄ PRZED WYBOREM:
TORTURY PSYCHICZNE ALBO ODURZANIE PSYCHOTROPAMI
OBECNOŚĆ CZASU CORAZ BARDZIEJ MNIE ŚMIESZY
PRZESTRZEŃ WYDAJE SIĘ KARTKĄ PAPIERU
WYRWANĄ Z ZESZYTU DZIECKA
„WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE” – wiem, kolejna maskarada
zamazywanie realnej sytuacji a sytuacja jest bez wyjścia
sytuacja jest dupna rozparcelowana przez niepojętą ilość służb specjalnych
w imię „interesów wolności” „ kolaborowania religijnego” i malowniczego całokształtu
nie znam uczuć pojęcie przyjaźni też jest wkalkulowane w te gry cywilizacyjne
wolność duchowa jest przechwytywana i indoktrynowana kłamliwymi frazesami ideologicznymi
symulowanie prawa wyboru a wybór jest jeden: jesteś z nami
tzn. rezygnujesz z siebie albo „nie ma cię” -
z perspektywy zdarzeń miłość jest wygodnym narzędziem zbrodni
bazuje na chemii organizmu i może być przekierunkowywana na ustalony
przez służby egzemplarz egzystencjalny – imputowanie impulsów emocjonalnych:
„zakochanie” stanowi efekt biochemiczny, sprytne dobieranie chemii organizmu, maskowanie realiów wypreparowanym „szczęściem”, opiumaty, blokery walki, tępa prokreacja i wypatrywanie kolejnego orgazmu –
nie ma we mnie uczuć, nie mam niczego i mam wszystkich gdzieś, wiem, że na nikogo nie mogę liczyć, wokół sami tchórze, śmierdziele z aspiracjami przebywania w chlewie: ręka rękę myje, poufne dekrety układów, właśnie parobek wysprzątał wychodek, dzięki temu stał się Europejskim Poetą Wolności, brawo, brawo, panie założą gówniane kreacje na gówniane, przepocone, pomarszczone skóry, panowie brawo, brawo, będą próbowali udowadniać jakąś przypisaną im umowną męskość, wzruszające, chusteczki higieniczne kosztują tylko: 50 groszy, brzmi jak definicja szczęścia: europejska wolność – „niech żyją pedofile” bo „polowanie na czarownice i wampiry wciąż trwa” stan alarmowy: całe miasta spożywają czosnek i wkładają czerwone peleryny – niech żyje europejska wolność
JEST ROK 2009
EUROPA, „EGO TRIP”,
CELA KRWI PRZEBŁYSK SŁOŃCA
JEST JEDYNĄ PRAWDZIWĄ MOWĄ
WIDZĘ PŁONĄCE HORYZONTY
CELA KRWI -
ZAPACH OGNIA
WOKÓŁ ZBIERAJĄ SIĘ TŁUMY
ICH SŁOWA PRZYPOMINAJĄ DZIWNE DŹWIĘKI
ICH CIAŁA SĄ DLA MNIE CZYMŚ Z INNEJ OBCEJ MATERII
ODDALAM SIĘ OD LUDZKIEJ FORMY
STAJĘ PRZED INNĄ SOBĄ –
CZY SIEBIE ROZUMIEM?
sprzeciw jest samodoskonaleniem –
w twoim wieku wypadałoby być młodym
w twoim świecie wypadałoby być wolnym
relacje z otoczeniem: przesłanianie prawdy
„nikt im nie powie prawdy bo nie mają przyjaciół”
nie ma teraz czasu na bycie kobietą czy mężczyzną
samo centralizacja w punkcie zwrotnym do punktów odniesienia
ilu słów użyjesz by pokonać wroga
odpieranie tysięcy ciosów uczy milczenia
nie ważne dzień czy noc wciąż trwa ta sama pora
nie ważne teraz czy później
nigdy nie zasypiam kładę się w ubraniu z zaciśniętymi pięściami
NIKT MNIE NIE DOGONI
JESTEM POZA –
MÓJ JĘZYK JEST PRZYPADKOWY
MOJA PAMIĘĆ JEST ZRESETOWANA
NIE ZNAM POJĘCIA PRZYWIĄZANIA
NIE ZNAM POJĘCIA TRADYCJA
WRACAM DO SAMEJ SIEBIE
POD POSTACIĄ PAMIĘCI SPRZED NARODZENIA
POD POSTACIĄ PAMIĘCI WBUDOWANEJ W DNA
REAKTYWOWANIE UŚPIONYCH ŁAŃCUCHÓW
REAL W MINIATURZE & OPEN IMAGINATION
KIM JEST TA DZIEWCZYNA na zdjęciu?
czy siebie rozpoznaję? nie pamiętam siebie nawet sprzed kilku dni
codziennie budzę się inna – wyobcowana z samej siebie
zaskoczona buntem ścian okien i drzwi
wyjdź na powierzchnię tego śmietnika
zapanuj nad każdym gestem ziemi
konteksty przeobrażą cię w niewidzialną mentalność wiatru
ODLEGŁOŚĆ – CO CZYNI MNIE BARDZIEJ?
WIERZĘ, W OKOLICZNOŚCI NIEZGODNE Z LOGIKĄ
NIKT Z NAS NIE WIE KIEDY BUDZIMY SIĘ I KIEDY ZASYPIAMY
NIKT Z NAS NIE WIE KIEDY RODZIMY SIĘ I KIEDY UMIERAMY
ILE NAWOŁYWAŃ ?
CZY KAŻDE WOŁANIE POSIADA TAKĄ SAMĄ LICZBĘ SŁÓW?
moje życie jest świadectwem prawdy
dlaczego nie mogę mówić o tej prawdzie?
tam jest błysk cierń który wyjmujesz
każdego ranka z dłoni PODAJĘ PARAMETRY
ODDZIELENIA OD WŁAŚCIWEJ STRUKTURY
WEWNĘTRZNEJ SIŁY OPORU
2010, ZMUSZONA DO NATYCHMIASTOWEJ UCIECZKI
GROŹBA PRZYMUSOWEJ HOSPITALIZACJI
WOKÓŁ TŁUMY STAJĄ SIĘ CORAZ BARDZIEJ AGRESYWNE
MIASTO POPADA W ZBIOROWE SZALEŃSTWO I OBŁĘD
efekty specjalne:
jak uzyskać wiarygodność narracji ?
przeistoczyć biograficzną prawdę w poezję znaczeń
nawyki myślowe ingerują w rzeczywisty obraz odczuwania
instrumentalne traktowanie przeciwieństw
nonszalancja w negowaniu sprzeczności
RELACJA Z SIEBIE POPRZEZ OKNA DUCHOWEGO PRZEKAZU
ŚWIADOMOŚĆ DWÓCH RÓŻNYCH RZECZYWISTOŚCI
I PRZEPAŚĆ MIĘDZY MNĄ A LUDŹMI
niesprawiedliwość; „pani żyje w świecie obłędu”
ja żyję w świecie obłędu bo zauważam tych, którzy ten świat obłędu tworzą
a ci co go tworzą nazywani są zdrowymi
JEST ROK 2010
ISTNIEJĄ TYLKO PSYCHOTROPY
NIE ISTNIEJE PRAWDA TYLKO PSYCHOTROPY
UŻYCZAMY CI GRUNTU PO KTÓRYM MOŻESZ CHODZIĆ
ALE TYLKO POD WPŁYWEM PSYCHOTROPÓW
INACZEJ MUSISZ ZAPŁACIĆ TO SWOIM ZDROWIEM
INACZEJ ODBIERZEMY CI RADOŚĆ ŻYCIA
INACZEJ PODEŚLEMY CI „ODPOWIEDNICH LUDZI”
TUTAJ NIE WOLNO BYĆ SOBĄ
TUTAJ TRZEBA ZAGŁUSZAĆ WSZELKIE TENDENCJE
DO EKSPONOWANIA SWOJEJ INDYWIDUALNOŚCI
TUTAJ JEST LABIRYNT Z KTÓREGO NIKT NIE MOŻE SIĘ WYDOSTAĆ
TUTAJ JEST ŚMIERĆ I NĘDZA
TUTAJ IMITUJE SIĘ POJĘCIE WOLNOŚCI
w międzyczasie piszę Księgę Walki
budzę się kiedyś moje ręce jakby zastygły w modlitwie
widzę je inne mam przed sobą ręce które gotowe są do zemsty
wołają o zemstę stają się niedoścignione twarde nie moje
mają w sobie tylko jeden cel: zadać cios
ręce które złożone były do modlitwy
teraz gotowe są do mordu
lata gehenny i udręki stworzyły prawo odwetu
dały mi prawo do zemsty
moje ręce nieustannie pogrążone w modlitwie
przebudziły się do walki
ja nie zapominam i nie przebaczam
BANK NARZĄDÓW
ABONENT CZASOWO WYKRWAWIONY
SKAZA NA TAMIE MIĘDZY PSYCHIKĄ I ODCZUWANIEM
RANY SZARPANE DOKONYWANE KAŻDORAZOWYM
UNICESTWIANIEM TWOJEJ TOŻSAMOŚCI
„TAK DŁUGO UMIERASZ ŻE NAWET NIE WIESZ ŻE TO AGONIA”
KRADZIEŻ TOŻSAMOŚCI – MULTIPLIKOWANIE
KRADZIEŻ MYŚLI I MARZEŃ
„DOPROWADZAJCIE DO PERFEKCJI MARZENIA” – NAPISY NA EKRANACH
Jestem tylko przynętą na którą łapią ciekawe słowa i wyrażenia
Jestem tylko przynętą którą polują na nieznane okazy znaczeń i metafor
Jestem niewolnikiem który z odległych i zakazanych dla ludzi obszarów
Przynosi wieści które potem są wykradane i przeinaczane
Jak szczury węszą jak dzikie zwierzęta czekające na padlinę
Kręcą się wokół mnie mam ich na celowniku
Ujmowanie otoczenia względem siebie w gabarytach makiety na małej szachownicy
BŁĘDNY KIERUNEK SKOJARZEŃ
LISTA OSÓB TESTOWANYCH DO ZADAŃ SPECJALNYCH
ODCZUWANIE ZA KOGOŚ
DOŚWIADCZANIE W RAMACH CZYJEGOŚ PRZEZNACZENIA
NIC NIE NALEŻY DO CIEBIE
Wiara stała się nieokreślona bazą danych za pomocą której manipuluje się zachowaniami ludzi. Katolickie pranie mózgów na sposób średniowiecznych zabobonów. Likwidowanie jednostek niewygodnych. Wyrzucanie poza nawias społeczeństwa jako jednostki bezwartościowe. (Jest rok 2010 ilość sex – skandali w obrębie kościoła przekroczyła wszelkie wyobrażenia.) Nie ma już sfery sacrum: Chrystus staje się bohaterem podziemia. Jedyną Wartością nieistniejących w oficjalnym obiegu ludzi sprawiedliwości i prawdy, którym daje się do wyboru: więzienie albo chemiczno - farmakologiczna teleportacja do krainy nieświadomości i ogłupienia. Święci są wykorzystywani do spotów reklamowych i do współczesnego zawłaszczania ikonografii z przeszłości. Duchowość ludzi jest przeobrażona w śmietnik szumów informacyjnych. „chrześcijanie nie kretyni” „w tym roku liczba świętych osiągnęła rekordowy wymiar”
MASZ WĄTPLIWOŚCI: PRZYNALEZNOŚĆ DO SIEBIE
NARÓD? OJCZYZNA? JĘZYK DZIECIŃSTWA?
UZUPEŁNIASZ PAMIĘĆ PAMIĘCIĄ ZASTĘPCZĄ
WĄTEK GŁÓWNY ZAMIENIONY NA WĄTKI POBOCZNE
wszystko całodobowo wszechstronnie od a –z pod pełnym nadzorem
od ściany do ściany od okna do okna od drzwi do drzwi
z ulicy na ulice z miasta do miasta z państwa do państwa
od ciebie do mnie pod pełną kontrolą –
przechwytywanie myśli zanim pojawią się w twoim umyśle
kreowanie myśli – formatowanie przyjaciół i znajomych
gesty są przechowywane w archiwum behawiorystycznych kodów
gesty są wykradane: historia sama siebie replikuje
władza stała się kopią władzy –
kto daje tym robotom świadomość?
ich własne hologramy złudzeń
kto to jest: widma
człowiek jest tylko przedłużeniem ciała cyfrowego
digital – life w formie schematów społecznej umowy
pod niebem ziemi pod niebem więzienia zwanego „planeta
ziemia 48 godzinnego obrotu wokół słońca”
jakiego słońca tato? tego które nam zabrano do ZOO
siedzi w klatce i staje się coraz bardziej rozognione
jego rozpostarte skrzydła są jak kontynenty
KAŻDE WCZORAJ JEST ODTWARZALNE
KAŻDE JUTRO JEST PRZYBLIŻONE
- ty dziwko, inscenizacja czy łamigłówka?
kwintesencja ludzkości jest również zgubą ludzkości
topos: dziecko
sytuacja wyjściowa i sytuacja krańcowa
zabawki: lalki i maskotki
dziecko ile ty masz lat?
chyba kilka tysięcy
DROGA ŚRODKA – DROGA WEWNĘTRZNA – DROGA PRYWATNA
(O ILE PRYWATNOŚĆ JESZCZE ISTNIEJE, TUTAJ GDZIE PISZĘ
PRYWATNOŚĆ JEST JEDYNIE TERMINEM LITERACKIM )
ucisz mnie w swojej wyobraźni – istnieje jednakowy motyw
rozprowadzany jak tani towar między użytkownikami neuroprzekaźników
umiesz mnie bez tych wszystkich elementów
materialnych nakładających się na siebie molekularny system
wartości jeden za drugim w krok w krok
przesłona zasłona parawan kurtyna itp.
SPIRITUAL GUIDE?
„REALIZUJ SWOJE MARZENIA
W BEZPIECZNEJ ODLEGŁOŚCI DO SAMEGO SIEBIE”
„ UŚMIECH PROSZĘ”
kochanka, (jedna w wielu z wielu?) siłą naciąga kąciki ust w górę i w górę „:masz się uśmiechać” „masz się uśmiechać w taki sposób w jaki cię nauczę” palce dotykają moich ust, nie mam siły nic powiedzieć, półprzytomna z bólu psychicznego.
KAŁUŻE KRWI JAKBY WYPŁYWAŁA Z KAMIENI KTÓRYMI PODĄŻA
ZMOWA MILCZENIA – PUSTKA BRAK SZYDERCZOŚĆ WOKÓŁ
czas zamienia się w akustykę życia
PRZYJACIEL, „pamiętasz jak liczyłyśmy razem perły?”
TO JA LICZYŁEM TWOJE ŁZY
JAK PUDELKO NA AMULET
Trzy rany Absolutu - nigdy niekończąca się Walka
POZYTYWKA – CLUB:
„nie mam nawet gdzie wypić kawy”
„nie ma dla mnie miejsca na Ziemi
3 aspekty tego samego
w pewnym obszarze czasu kto utrzymuje słowa I rzeczy
„Pięć niezłomnych walczących sylab”
Kolejny dzień bez danych kolejna noc bez kontaktu z otoczeniem
Bez ciebie jest jak wschód słońca bez słońca
POGROMCY WRAŻLIWOŚCI
ignorowanie wrażliwości przekierowywanie efektów
zwanych: wrażliwość lub delikatność jako wątek
chorobowy w twoim życiorysie
jako akt depersonalizacji lub umysłowej niedyspozycji
EFEMERYDA DŹWIĘKOWA: SCALANIE ŚWIATŁA Z INFORMACJĄ
USTA Z TWARZĄ I USTA BEZ TWARZY
- ZNASZ TEGO SKURWIELA?
- ZNAM, TO JEDYNY SENSOWNY KOLEŚ, PRZEJAW HUMANOIDA
tchórzostwo jest powszechne, jak chip kieruje ich działaniami, każdy ma znać swoje ciasne granice i możliwości, uwaga: nie wolno się wychylać, uwaga inny sposób kojarzenia i myślenia i idziesz za autokratki, jedno nie takie słowo i musisz prowadzić wojnę z całym światem – na szczęście jest to świat nieprawdziwy, wykreowany przez pogromców wrażliwości i policję serca, na szczęście jest to świat, który można zjeść jak hamburgera – wielopoziomowa gra komputerowa z ustaloną ilością życia i sytuacjami do przewidzenia.
"wyprali ci już mózg?”, rytuały cywilizacyjne, rzeźby rzeczywistości – przedmiot przeciwległy do zastanego, półprawdy, przekazy – nakazy – zakazy – drogowskazy –
pisz wierszyki o kwiatkach to pójdziesz do syntetycznego nieba czyli spreparowanego dobrobytu,
„wystarczająco wiele dopowiedzeń” – mdli mnie, a ciebie? mdli mnie,
zmarli wołają: how are you?
“oboje wstaliśmy z grobu”
zobacz: wokół nas są tylko umarli, udają żywych, jakie to śmieszne
są tak zapatrzeni w siebie, nawet nie zauważyli, że na Ziemi zostaliśmy tylko we dwoje
godzenie się na kłamstwo w narzucanych układach relacji między faktami, nie wiem czym jest sumienie, nie wiem czym jest uczucie do własnego narodu, nie godzić się na kłamstwo to nie przystawać, to brak relacji z otoczeniem, to brak siebie w świecie ludzi, sumienie tłumów, sumienie całego świata, na oczach których dokonuje się tak wielu zbrodni, za zgoda których krzywdzi się niewinnych, tłum krzyczy: “zlinczujmy go, zlinczujmy, bo jest inny” wskazują na klauna w centrum miasta, czy to ten sam klaun, którego przybijano do krzyża, czy to ten sam klaun, który tańczył na rogu ulicy, czy to ten sam klaun, który –
mam tego dosyć, chcą cię wkalkulować w codzienność, a potem sprzedać z tą codziennością w odpowiedniej cenie.
ZROBIMY Z CIEBIE „MISTYCZKĘ” STANIESZ SIĘ WYGODNYM PIONKIEM W TEJ WYSTRZAŁOWEJ GRZE O ODPOWIEDNIĄ LISTĘ Z INWENTARZA ZDOBYWANIA PRZEWAGI NAD OTOCZENIEM –
TY BĘDZIESZ PATRZEĆ NA PTASZKI A MY BĘDZIEMY CIĘ EKSTERMINOWAĆ
TY BĘDZIESZ WYPATRYWAĆ ANIOŁÓW A MY OKALECZYMY TWOJE ŻYCIE
„EGON KLAWO JAK CHOLERA, JESTEM MISTYCZKĄ”
PATRZYSZ W LEWO – GRZESZYSZ
PATRZYSZ W PRAWO - GRZESZYSZ
„Egon, zróbmy rewolucję mistyczną”
INSCENIZACJA surogatów, cytaty z twojej cielesności i produktów ubocznych myśli, marzeń i snów - inscenizacje surogatów w formie szeroko zakrojonej prezentacji: kopie imitacje, klony = replikowane ikony, symultaniczność o jednakowej częstotliwości, coraz większa liczba wyznawców, oprawców, i niewolników. 1600 noży w jednym domu, ograniczona ilość klientów?
(ALE Z CIEBIE INSCENIZACJA)
UKRADLI CI IMIĘ? TOŻSAMOŚĆ? POMYSŁ NA ŻYCIE? SPRZĄTNĘLI CI SPRZED NOSA TWOJĄ WŁASNĄ ŚMIERĆ? KLONY – KOPIE MISTYFIKUJĄ TWOJE POJAWIENIE SIĘ NA ZIEMI, PODPISUJĄ DEKRET O TWOIM NIEISTNIENIU, ZŁODZIEJE EGO, KANIBALE DUSZ, NAŚLADOWCY METAFOR,
KAŻDY MOŻE BYĆ TOBĄ
„KAŻDY” JAK INSTRUKCJA OBSŁUGI BYCIA WSZYSTKIM
NAIWNOSĆ LUDZI JEST ZASKAKUJĄCA: PLANUJĄ RZECZY I ZDARZENIA
KTÓRE NA WIELE LAT PRZED ICH NARODZENIEN BYŁY USTALONE
SYTUACJA POSIADA CORAZ WIĘCEJ NIEWIADOMYCH
NIEWIADOMĄ W TYM PRZYPADKU JEST SKUTECZNOSĆ TŁUMU
NAD POSZCZEGÓLNYMI JEDNOSTKAMI –
BYCIE SOBĄ STAJE SIĘ CORAZ WIĘKSZYM RYZYKIEM
KAŻDE MIASTO JAK KOLEJNA KWARANTANNA
PUNKTY STYCZNE SĄ ANALIZOWANE I PODDAWANE SZCZEGÓŁOWYM
ANALIZOM
SPRAWY KOMPLIKUJĄ SIĘ
Nie mam już swojego miejsca – jakieś przypadkowe mieszkanie
Wyrwane z kontekstu własnego życia i przyszłości
Mieszkanie – poczekalnia gdzie poza przedmiotami
Nie ma ludzi – emitują z siebie sygnały
Sprawy się kumulują – UCIECZKI Z MIASTA DO MIASTA
Z MIEJSCA DO MIEJSCA – czy jeszcze ktoś zasługuje na zaufanie?
MIESIĄCE JAK DNI
DNI JAK MINUTY
JAWNOŚĆ KRZYWDY
SZALEŃSTWO WALKI
dzieli nas trzydzieści dni – bilet dowolnego czasu
NIKOGO NIE INTERESUJE FIKCJA
UCIECZKI DO ŚWIATA WYOBRAŹNI
„WSZYSTKO BĘDZIE W PORZĄDKU”
TYLKO LEKKO WYKREŚLIMY CIĘ ZE SPOŁECZEŃSTWA
PRZEKRACZANIE PEWNYCH DANYCH JEST NIEWSKAZANE
JEDNOSTKI NIEWYGODNE POD ŚCISŁĄ KONTROLĄ
TYLKO DOPISZEMY ZASKAKUJĄCE EPIZODY DO ŻYCIORYSU
„ZAPRASZAMY DO PSYCHIATRY”
„KRÓTKI POBYT W DOMU WARIATÓW”
ach, panie doktorze – płynę wieczorami między obłokami
słowo „ja” staje się adekwatne do otoczenia?
powoli się stabilizuję – słyszę zapach swojego głosu
ni mniej ni więcej robią ze mnie idiotę
a wokół syf i mieszanie w szambie
kurwa rodzaju męskiego lub żeńskiego w cenie promocyjnej
o czym dzisiaj donieśli na mój temat?
jakim gównem faszerują ludzi?
EUROPEJSKA WOLNOŚĆ W FORMIE
podaj pin: europejski poeta wolności: NUMBER OF YOUR CREDIT CARD ?
PAPA MOBILE PAPA DANCE PAPA NULL
JEST ROK 2010 WCIĄŻ NA „DARK LIŚCIE”
ŚCIGANA ZA BYCIE SOBĄ PISZĘ LISTY Z WIĘZIENIA
MOJA CELA KRWI JEST OGRODEM Z CZERWONYMI RÓŻAMI
BIAŁE MOTYLE JAK BILETY DO LEPSZEGO ŚWIATA WYOBRAŹNI
Piszę „SŁOWNIK UCZUĆ” bo tutaj zapomina się jak być człowiekiem
Karta pamięci przeistacza się w wielowątkową matrycę narzucanych danych
ALBO JESTEŚ TAKA JAK WSZYSCY
ALBO BAWIMY SIĘ W WOJNĘ
OŁOWIANE ŻOŁNIERZYKI I PLUSZOWE MISIE
PRZEŚLADOWANIE W NORMIE
TZW. „UMILANIE ŻYCIA”
WALKI OSTATECZNE O PRAWO DO WŁASNEGO CHARAKTERU
CONTROL – ACTION NARZUCA TŁUMOM WSPÓLNE MYŚLENIE
WSPÓLNA TOŻSAMOŚĆ W TOŻSAMYCH MUNDURKACH
PSEUDO - MORALNOŚCI
ROZWIŃ USŁUGĘ”: NIEPOLICZALNA LICZBA OKREŚLEŃ
JA – NIE JA: jedna z wielu?
balast egzystencjalny czy balast Ziemi ?
EARTHMAN - CYBORG – EXTREME GIRL -
PRZEPŁYWAM MIĘDZY TYMI OKREŚLANIAMI
MUTUJĄC SIĘ I PRZEKSZTAŁCAJĄC
WŁAŚCIWIE JESTEM W NIEUCHWYTNYM SYSTEMIE REALACJI
UPRAWIAM RÓŻNE STYLE ANIMACJI TRÓJWYMIARU:
NAWET DLA SAMEJ SIEBIE JESTEM KIMŚ NIEZNAJOMYM
NIE MA TAKIEGO SŁOWA KTÓRE POTRAFIŁOBY MNIE OKREŚLIĆ
I DZIĘKI TEMU NIKT NIE MA DO MNIE PRAWA
JEST ROK 2010 WKRÓTCE CZEKA LUDZKOŚĆ MIŁA NIESPODZIANKA
CZY TO AŻ TAK SZOKUJĄCE?
PRAWDA GNIEWU POKONA KAŻDĄ SIŁĘ (BEZSILNOŚĆ) FAŁSZU
JEST 2010 ROK
JESTEM WIĘŹNIEM
JESTEM ZAKŁADNIKIEM KŁAMSTWA
NIEWIDZIALNE KAJDANY STAWIAJĄ PRZED WYBOREM:
TORTURY PSYCHICZNE ALBO ODURZANIE PSYCHOTROPAMI
OBECNOŚĆ CZASU CORAZ BARDZIEJ MNIE ŚMIESZY
PRZESTRZEŃ WYDAJE SIĘ KARTKĄ PAPIERU
WYRWANĄ Z ZESZYTU DZIECKA
„WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE” – wiem, kolejna maskarada
zamazywanie realnej sytuacji a sytuacja jest bez wyjścia
sytuacja jest dupna rozparcelowana przez niepojętą ilość służb specjalnych
w imię „interesów wolności” „ kolaborowania religijnego” i malowniczego całokształtu
nie znam uczuć pojęcie przyjaźni też jest wkalkulowane w te gry cywilizacyjne
wolność duchowa jest przechwytywana i indoktrynowana kłamliwymi frazesami ideologicznymi
symulowanie prawa wyboru a wybór jest jeden: jesteś z nami
tzn. rezygnujesz z siebie albo „nie ma cię” -
z perspektywy zdarzeń miłość jest wygodnym narzędziem zbrodni
bazuje na chemii organizmu i może być przekierunkowywana na ustalony
przez służby egzemplarz egzystencjalny – imputowanie impulsów emocjonalnych:
„zakochanie” stanowi efekt biochemiczny, sprytne dobieranie chemii organizmu, maskowanie realiów wypreparowanym „szczęściem”, opiumaty, blokery walki, tępa prokreacja i wypatrywanie kolejnego orgazmu –
nie ma we mnie uczuć, nie mam niczego i mam wszystkich gdzieś, wiem, że na nikogo nie mogę liczyć, wokół sami tchórze, śmierdziele z aspiracjami przebywania w chlewie: ręka rękę myje, poufne dekrety układów, właśnie parobek wysprzątał wychodek, dzięki temu stał się Europejskim Poetą Wolności, brawo, brawo, panie założą gówniane kreacje na gówniane, przepocone, pomarszczone skóry, panowie brawo, brawo, będą próbowali udowadniać jakąś przypisaną im umowną męskość, wzruszające, chusteczki higieniczne kosztują tylko: 50 groszy, brzmi jak definicja szczęścia: europejska wolność – „niech żyją pedofile” bo „polowanie na czarownice i wampiry wciąż trwa” stan alarmowy: całe miasta spożywają czosnek i wkładają czerwone peleryny – niech żyje europejska wolność
JEST ROK 2009
EUROPA, „EGO TRIP”,
CELA KRWI PRZEBŁYSK SŁOŃCA
JEST JEDYNĄ PRAWDZIWĄ MOWĄ
WIDZĘ PŁONĄCE HORYZONTY
CELA KRWI -
ZAPACH OGNIA
WOKÓŁ ZBIERAJĄ SIĘ TŁUMY
ICH SŁOWA PRZYPOMINAJĄ DZIWNE DŹWIĘKI
ICH CIAŁA SĄ DLA MNIE CZYMŚ Z INNEJ OBCEJ MATERII
ODDALAM SIĘ OD LUDZKIEJ FORMY
STAJĘ PRZED INNĄ SOBĄ –
CZY SIEBIE ROZUMIEM?
sprzeciw jest samodoskonaleniem –
w twoim wieku wypadałoby być młodym
w twoim świecie wypadałoby być wolnym
relacje z otoczeniem: przesłanianie prawdy
„nikt im nie powie prawdy bo nie mają przyjaciół”
nie ma teraz czasu na bycie kobietą czy mężczyzną
samo centralizacja w punkcie zwrotnym do punktów odniesienia
ilu słów użyjesz by pokonać wroga
odpieranie tysięcy ciosów uczy milczenia
nie ważne dzień czy noc wciąż trwa ta sama pora
nie ważne teraz czy później
nigdy nie zasypiam kładę się w ubraniu z zaciśniętymi pięściami
NIKT MNIE NIE DOGONI
JESTEM POZA –
MÓJ JĘZYK JEST PRZYPADKOWY
MOJA PAMIĘĆ JEST ZRESETOWANA
NIE ZNAM POJĘCIA PRZYWIĄZANIA
NIE ZNAM POJĘCIA TRADYCJA
WRACAM DO SAMEJ SIEBIE
POD POSTACIĄ PAMIĘCI SPRZED NARODZENIA
POD POSTACIĄ PAMIĘCI WBUDOWANEJ W DNA
REAKTYWOWANIE UŚPIONYCH ŁAŃCUCHÓW
REAL W MINIATURZE & OPEN IMAGINATION
KIM JEST TA DZIEWCZYNA na zdjęciu?
czy siebie rozpoznaję? nie pamiętam siebie nawet sprzed kilku dni
codziennie budzę się inna – wyobcowana z samej siebie
zaskoczona buntem ścian okien i drzwi
wyjdź na powierzchnię tego śmietnika
zapanuj nad każdym gestem ziemi
konteksty przeobrażą cię w niewidzialną mentalność wiatru
ODLEGŁOŚĆ – CO CZYNI MNIE BARDZIEJ?
WIERZĘ, W OKOLICZNOŚCI NIEZGODNE Z LOGIKĄ
NIKT Z NAS NIE WIE KIEDY BUDZIMY SIĘ I KIEDY ZASYPIAMY
NIKT Z NAS NIE WIE KIEDY RODZIMY SIĘ I KIEDY UMIERAMY
ILE NAWOŁYWAŃ ?
CZY KAŻDE WOŁANIE POSIADA TAKĄ SAMĄ LICZBĘ SŁÓW?
moje życie jest świadectwem prawdy
dlaczego nie mogę mówić o tej prawdzie?
tam jest błysk cierń który wyjmujesz
każdego ranka z dłoni PODAJĘ PARAMETRY
ODDZIELENIA OD WŁAŚCIWEJ STRUKTURY
WEWNĘTRZNEJ SIŁY OPORU
2010, ZMUSZONA DO NATYCHMIASTOWEJ UCIECZKI
GROŹBA PRZYMUSOWEJ HOSPITALIZACJI
WOKÓŁ TŁUMY STAJĄ SIĘ CORAZ BARDZIEJ AGRESYWNE
MIASTO POPADA W ZBIOROWE SZALEŃSTWO I OBŁĘD
efekty specjalne:
jak uzyskać wiarygodność narracji ?
przeistoczyć biograficzną prawdę w poezję znaczeń
nawyki myślowe ingerują w rzeczywisty obraz odczuwania
instrumentalne traktowanie przeciwieństw
nonszalancja w negowaniu sprzeczności
RELACJA Z SIEBIE POPRZEZ OKNA DUCHOWEGO PRZEKAZU
ŚWIADOMOŚĆ DWÓCH RÓŻNYCH RZECZYWISTOŚCI
I PRZEPAŚĆ MIĘDZY MNĄ A LUDŹMI
niesprawiedliwość; „pani żyje w świecie obłędu”
ja żyję w świecie obłędu bo zauważam tych, którzy ten świat obłędu tworzą
a ci co go tworzą nazywani są zdrowymi
JEST ROK 2010
ISTNIEJĄ TYLKO PSYCHOTROPY
NIE ISTNIEJE PRAWDA TYLKO PSYCHOTROPY
UŻYCZAMY CI GRUNTU PO KTÓRYM MOŻESZ CHODZIĆ
ALE TYLKO POD WPŁYWEM PSYCHOTROPÓW
INACZEJ MUSISZ ZAPŁACIĆ TO SWOIM ZDROWIEM
INACZEJ ODBIERZEMY CI RADOŚĆ ŻYCIA
INACZEJ PODEŚLEMY CI „ODPOWIEDNICH LUDZI”
TUTAJ NIE WOLNO BYĆ SOBĄ
TUTAJ TRZEBA ZAGŁUSZAĆ WSZELKIE TENDENCJE
DO EKSPONOWANIA SWOJEJ INDYWIDUALNOŚCI
TUTAJ JEST LABIRYNT Z KTÓREGO NIKT NIE MOŻE SIĘ WYDOSTAĆ
TUTAJ JEST ŚMIERĆ I NĘDZA
TUTAJ IMITUJE SIĘ POJĘCIE WOLNOŚCI
w międzyczasie piszę Księgę Walki
budzę się kiedyś moje ręce jakby zastygły w modlitwie
widzę je inne mam przed sobą ręce które gotowe są do zemsty
wołają o zemstę stają się niedoścignione twarde nie moje
mają w sobie tylko jeden cel: zadać cios
ręce które złożone były do modlitwy
teraz gotowe są do mordu
lata gehenny i udręki stworzyły prawo odwetu
dały mi prawo do zemsty
moje ręce nieustannie pogrążone w modlitwie
przebudziły się do walki
ja nie zapominam i nie przebaczam
BANK NARZĄDÓW
ABONENT CZASOWO WYKRWAWIONY
SKAZA NA TAMIE MIĘDZY PSYCHIKĄ I ODCZUWANIEM
RANY SZARPANE DOKONYWANE KAŻDORAZOWYM
UNICESTWIANIEM TWOJEJ TOŻSAMOŚCI
„TAK DŁUGO UMIERASZ ŻE NAWET NIE WIESZ ŻE TO AGONIA”
KRADZIEŻ TOŻSAMOŚCI – MULTIPLIKOWANIE
KRADZIEŻ MYŚLI I MARZEŃ
„DOPROWADZAJCIE DO PERFEKCJI MARZENIA” – NAPISY NA EKRANACH
Jestem tylko przynętą na którą łapią ciekawe słowa i wyrażenia
Jestem tylko przynętą którą polują na nieznane okazy znaczeń i metafor
Jestem niewolnikiem który z odległych i zakazanych dla ludzi obszarów
Przynosi wieści które potem są wykradane i przeinaczane
Jak szczury węszą jak dzikie zwierzęta czekające na padlinę
Kręcą się wokół mnie mam ich na celowniku
Ujmowanie otoczenia względem siebie w gabarytach makiety na małej szachownicy
BŁĘDNY KIERUNEK SKOJARZEŃ
LISTA OSÓB TESTOWANYCH DO ZADAŃ SPECJALNYCH
ODCZUWANIE ZA KOGOŚ
DOŚWIADCZANIE W RAMACH CZYJEGOŚ PRZEZNACZENIA
NIC NIE NALEŻY DO CIEBIE
Wiara stała się nieokreślona bazą danych za pomocą której manipuluje się zachowaniami ludzi. Katolickie pranie mózgów na sposób średniowiecznych zabobonów. Likwidowanie jednostek niewygodnych. Wyrzucanie poza nawias społeczeństwa jako jednostki bezwartościowe. (Jest rok 2010 ilość sex – skandali w obrębie kościoła przekroczyła wszelkie wyobrażenia.) Nie ma już sfery sacrum: Chrystus staje się bohaterem podziemia. Jedyną Wartością nieistniejących w oficjalnym obiegu ludzi sprawiedliwości i prawdy, którym daje się do wyboru: więzienie albo chemiczno - farmakologiczna teleportacja do krainy nieświadomości i ogłupienia. Święci są wykorzystywani do spotów reklamowych i do współczesnego zawłaszczania ikonografii z przeszłości. Duchowość ludzi jest przeobrażona w śmietnik szumów informacyjnych. „chrześcijanie nie kretyni” „w tym roku liczba świętych osiągnęła rekordowy wymiar”
MASZ WĄTPLIWOŚCI: PRZYNALEZNOŚĆ DO SIEBIE
NARÓD? OJCZYZNA? JĘZYK DZIECIŃSTWA?
UZUPEŁNIASZ PAMIĘĆ PAMIĘCIĄ ZASTĘPCZĄ
WĄTEK GŁÓWNY ZAMIENIONY NA WĄTKI POBOCZNE
wszystko całodobowo wszechstronnie od a –z pod pełnym nadzorem
od ściany do ściany od okna do okna od drzwi do drzwi
z ulicy na ulice z miasta do miasta z państwa do państwa
od ciebie do mnie pod pełną kontrolą –
przechwytywanie myśli zanim pojawią się w twoim umyśle
kreowanie myśli – formatowanie przyjaciół i znajomych
gesty są przechowywane w archiwum behawiorystycznych kodów
gesty są wykradane: historia sama siebie replikuje
władza stała się kopią władzy –
kto daje tym robotom świadomość?
ich własne hologramy złudzeń
kto to jest: widma
człowiek jest tylko przedłużeniem ciała cyfrowego
digital – life w formie schematów społecznej umowy
pod niebem ziemi pod niebem więzienia zwanego „planeta
ziemia 48 godzinnego obrotu wokół słońca”
jakiego słońca tato? tego które nam zabrano do ZOO
siedzi w klatce i staje się coraz bardziej rozognione
jego rozpostarte skrzydła są jak kontynenty
KAŻDE WCZORAJ JEST ODTWARZALNE
KAŻDE JUTRO JEST PRZYBLIŻONE
- ty dziwko, inscenizacja czy łamigłówka?
kwintesencja ludzkości jest również zgubą ludzkości
topos: dziecko
sytuacja wyjściowa i sytuacja krańcowa
zabawki: lalki i maskotki
dziecko ile ty masz lat?
chyba kilka tysięcy
DROGA ŚRODKA – DROGA WEWNĘTRZNA – DROGA PRYWATNA
(O ILE PRYWATNOŚĆ JESZCZE ISTNIEJE, TUTAJ GDZIE PISZĘ
PRYWATNOŚĆ JEST JEDYNIE TERMINEM LITERACKIM )
ucisz mnie w swojej wyobraźni – istnieje jednakowy motyw
rozprowadzany jak tani towar między użytkownikami neuroprzekaźników
umiesz mnie bez tych wszystkich elementów
materialnych nakładających się na siebie molekularny system
wartości jeden za drugim w krok w krok
przesłona zasłona parawan kurtyna itp.
SPIRITUAL GUIDE?
„REALIZUJ SWOJE MARZENIA
W BEZPIECZNEJ ODLEGŁOŚCI DO SAMEGO SIEBIE”
„ UŚMIECH PROSZĘ”
kochanka, (jedna w wielu z wielu?) siłą naciąga kąciki ust w górę i w górę „:masz się uśmiechać” „masz się uśmiechać w taki sposób w jaki cię nauczę” palce dotykają moich ust, nie mam siły nic powiedzieć, półprzytomna z bólu psychicznego.
KAŁUŻE KRWI JAKBY WYPŁYWAŁA Z KAMIENI KTÓRYMI PODĄŻA
ZMOWA MILCZENIA – PUSTKA BRAK SZYDERCZOŚĆ WOKÓŁ
czas zamienia się w akustykę życia
PRZYJACIEL, „pamiętasz jak liczyłyśmy razem perły?”
TO JA LICZYŁEM TWOJE ŁZY
JAK PUDELKO NA AMULET
Trzy rany Absolutu - nigdy niekończąca się Walka
POZYTYWKA – CLUB:
„nie mam nawet gdzie wypić kawy”
„nie ma dla mnie miejsca na Ziemi
3 aspekty tego samego
w pewnym obszarze czasu kto utrzymuje słowa I rzeczy
„Pięć niezłomnych walczących sylab”
Kolejny dzień bez danych kolejna noc bez kontaktu z otoczeniem
Bez ciebie jest jak wschód słońca bez słońca
POGROMCY WRAŻLIWOŚCI
ignorowanie wrażliwości przekierowywanie efektów
zwanych: wrażliwość lub delikatność jako wątek
chorobowy w twoim życiorysie
jako akt depersonalizacji lub umysłowej niedyspozycji
EFEMERYDA DŹWIĘKOWA: SCALANIE ŚWIATŁA Z INFORMACJĄ
USTA Z TWARZĄ I USTA BEZ TWARZY
- ZNASZ TEGO SKURWIELA?
- ZNAM, TO JEDYNY SENSOWNY KOLEŚ, PRZEJAW HUMANOIDA
tchórzostwo jest powszechne, jak chip kieruje ich działaniami, każdy ma znać swoje ciasne granice i możliwości, uwaga: nie wolno się wychylać, uwaga inny sposób kojarzenia i myślenia i idziesz za autokratki, jedno nie takie słowo i musisz prowadzić wojnę z całym światem – na szczęście jest to świat nieprawdziwy, wykreowany przez pogromców wrażliwości i policję serca, na szczęście jest to świat, który można zjeść jak hamburgera – wielopoziomowa gra komputerowa z ustaloną ilością życia i sytuacjami do przewidzenia.
"wyprali ci już mózg?”, rytuały cywilizacyjne, rzeźby rzeczywistości – przedmiot przeciwległy do zastanego, półprawdy, przekazy – nakazy – zakazy – drogowskazy –
pisz wierszyki o kwiatkach to pójdziesz do syntetycznego nieba czyli spreparowanego dobrobytu,
„wystarczająco wiele dopowiedzeń” – mdli mnie, a ciebie? mdli mnie,
zmarli wołają: how are you?
“oboje wstaliśmy z grobu”
zobacz: wokół nas są tylko umarli, udają żywych, jakie to śmieszne
są tak zapatrzeni w siebie, nawet nie zauważyli, że na Ziemi zostaliśmy tylko we dwoje
godzenie się na kłamstwo w narzucanych układach relacji między faktami, nie wiem czym jest sumienie, nie wiem czym jest uczucie do własnego narodu, nie godzić się na kłamstwo to nie przystawać, to brak relacji z otoczeniem, to brak siebie w świecie ludzi, sumienie tłumów, sumienie całego świata, na oczach których dokonuje się tak wielu zbrodni, za zgoda których krzywdzi się niewinnych, tłum krzyczy: “zlinczujmy go, zlinczujmy, bo jest inny” wskazują na klauna w centrum miasta, czy to ten sam klaun, którego przybijano do krzyża, czy to ten sam klaun, który tańczył na rogu ulicy, czy to ten sam klaun, który –
mam tego dosyć, chcą cię wkalkulować w codzienność, a potem sprzedać z tą codziennością w odpowiedniej cenie.
ZROBIMY Z CIEBIE „MISTYCZKĘ” STANIESZ SIĘ WYGODNYM PIONKIEM W TEJ WYSTRZAŁOWEJ GRZE O ODPOWIEDNIĄ LISTĘ Z INWENTARZA ZDOBYWANIA PRZEWAGI NAD OTOCZENIEM –
TY BĘDZIESZ PATRZEĆ NA PTASZKI A MY BĘDZIEMY CIĘ EKSTERMINOWAĆ
TY BĘDZIESZ WYPATRYWAĆ ANIOŁÓW A MY OKALECZYMY TWOJE ŻYCIE
„EGON KLAWO JAK CHOLERA, JESTEM MISTYCZKĄ”
PATRZYSZ W LEWO – GRZESZYSZ
PATRZYSZ W PRAWO - GRZESZYSZ
„Egon, zróbmy rewolucję mistyczną”
INSCENIZACJA surogatów, cytaty z twojej cielesności i produktów ubocznych myśli, marzeń i snów - inscenizacje surogatów w formie szeroko zakrojonej prezentacji: kopie imitacje, klony = replikowane ikony, symultaniczność o jednakowej częstotliwości, coraz większa liczba wyznawców, oprawców, i niewolników. 1600 noży w jednym domu, ograniczona ilość klientów?
(ALE Z CIEBIE INSCENIZACJA)
UKRADLI CI IMIĘ? TOŻSAMOŚĆ? POMYSŁ NA ŻYCIE? SPRZĄTNĘLI CI SPRZED NOSA TWOJĄ WŁASNĄ ŚMIERĆ? KLONY – KOPIE MISTYFIKUJĄ TWOJE POJAWIENIE SIĘ NA ZIEMI, PODPISUJĄ DEKRET O TWOIM NIEISTNIENIU, ZŁODZIEJE EGO, KANIBALE DUSZ, NAŚLADOWCY METAFOR,
KAŻDY MOŻE BYĆ TOBĄ
„KAŻDY” JAK INSTRUKCJA OBSŁUGI BYCIA WSZYSTKIM
NAIWNOSĆ LUDZI JEST ZASKAKUJĄCA: PLANUJĄ RZECZY I ZDARZENIA
KTÓRE NA WIELE LAT PRZED ICH NARODZENIEN BYŁY USTALONE
SYTUACJA POSIADA CORAZ WIĘCEJ NIEWIADOMYCH
NIEWIADOMĄ W TYM PRZYPADKU JEST SKUTECZNOSĆ TŁUMU
NAD POSZCZEGÓLNYMI JEDNOSTKAMI –
BYCIE SOBĄ STAJE SIĘ CORAZ WIĘKSZYM RYZYKIEM
KAŻDE MIASTO JAK KOLEJNA KWARANTANNA
PUNKTY STYCZNE SĄ ANALIZOWANE I PODDAWANE SZCZEGÓŁOWYM
ANALIZOM
SPRAWY KOMPLIKUJĄ SIĘ
Nie mam już swojego miejsca – jakieś przypadkowe mieszkanie
Wyrwane z kontekstu własnego życia i przyszłości
Mieszkanie – poczekalnia gdzie poza przedmiotami
Nie ma ludzi – emitują z siebie sygnały
Sprawy się kumulują – UCIECZKI Z MIASTA DO MIASTA
Z MIEJSCA DO MIEJSCA – czy jeszcze ktoś zasługuje na zaufanie?
CocoRosie
GOOD FRIDAY
I once fell in love with you
Just because the sky turned from gray
Into blue
It was a good friday
The streets were open and empty
No more passion play
On st. Nicholas avenue
I believe in st. Nicholas
Its a different type of santa claus
BLACK RAINBOW
In these times of evil spirits
Of material thugs and mischief
Fear Saint Noni's wisdom
And his love for rainbow spirits
Jealous of their faithful heart-bond
And their dancing and their laughing
Made at last a league against them
To molest them and destroy them
Saint Noni wise and heart-strong
Often said to Rainbowarrior
Oh my brother do not leave me !
Lest the evilspirits harm you !
Rainbowarriors of two spirits
Gentle hand and lion-hearted
He laughed and then he answered
Like a child he softly whispered
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
He's dead our sweetest mother
Loving father and our teacher
He's gone from us forever
He has moved a little nearer
To the master of all laughter
To the master of all song
Oh my brother, Oh my brother
Crystal brother of two spirits
Then we gathered in a circle
Stood round the rainbow fire
Burning embers hearts united
We remembered mystical beauty
If you look hard you can find a
Rainbow trail it's deep inside ya
Goldenlight on everything gleaming
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
GALLOWS
It was just before the moon hung
Her weary heavy head in
The gallows and the graves of
The milky milky cradle
His tears have turned to poppies
A shimmer in the midnight
A flower in the twilight
A flower in the twilight
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow
They took him to the gallows
He fought them all the way though
And when they asked us how we knew his name
We died just before him
Our eyes are in the flowers
Our hands are in the branches
Our voices in the breezes
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow tree
We're waiting by the willow
Our milky milky cradle
Our lockets long have rusted
His picture worn and weathered
Our hair is in the garden
The roses in our toeses
Our heart are in the blossoms
Our eyes are in the branches
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow tree
I once fell in love with you
Just because the sky turned from gray
Into blue
It was a good friday
The streets were open and empty
No more passion play
On st. Nicholas avenue
I believe in st. Nicholas
Its a different type of santa claus
BLACK RAINBOW
In these times of evil spirits
Of material thugs and mischief
Fear Saint Noni's wisdom
And his love for rainbow spirits
Jealous of their faithful heart-bond
And their dancing and their laughing
Made at last a league against them
To molest them and destroy them
Saint Noni wise and heart-strong
Often said to Rainbowarrior
Oh my brother do not leave me !
Lest the evilspirits harm you !
Rainbowarriors of two spirits
Gentle hand and lion-hearted
He laughed and then he answered
Like a child he softly whispered
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
He's dead our sweetest mother
Loving father and our teacher
He's gone from us forever
He has moved a little nearer
To the master of all laughter
To the master of all song
Oh my brother, Oh my brother
Crystal brother of two spirits
Then we gathered in a circle
Stood round the rainbow fire
Burning embers hearts united
We remembered mystical beauty
If you look hard you can find a
Rainbow trail it's deep inside ya
Goldenlight on everything gleaming
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
We are rainbowarriors
Evil come not near
Rainbow love awaits us
With hearts of love and tearz
GALLOWS
It was just before the moon hung
Her weary heavy head in
The gallows and the graves of
The milky milky cradle
His tears have turned to poppies
A shimmer in the midnight
A flower in the twilight
A flower in the twilight
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow
They took him to the gallows
He fought them all the way though
And when they asked us how we knew his name
We died just before him
Our eyes are in the flowers
Our hands are in the branches
Our voices in the breezes
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow tree
We're waiting by the willow
Our milky milky cradle
Our lockets long have rusted
His picture worn and weathered
Our hair is in the garden
The roses in our toeses
Our heart are in the blossoms
Our eyes are in the branches
And our screaming
Is in his screaming
Our screaming in the willow tree
Edward Steichen
Subscribe to:
Posts (Atom)