Thursday, 27 January 2011

Z piekla Rogiem (2):

WYLICZANKA


Kolejną parę powiek zdzieram z głowy
chęć by uderzać w rozmyte przedmioty
do momentu uzyskania pustki idealnej
zostawił
-a mnie skuloną na końcu
schodów bez celu

przechowuję drobne paranoje pod kluczem
odwracam od ciebie twarz i słowa
by nie musieć czuć tego co wypada
z rąk
zrywam płatki skóry kocha nie kocha

wciąż i wciąż rozmawiam z kimś przez sen
widzę śmieci które przyniesie nam przyszłość
jestem otwartym na wszelkie propozycje
wrzodem



ZAPRZEPASZCZONE SILY

Czasami drżę gdy czuję że znów cię nie kocham
nigdy już moje ostrze nie zagra na skrzypcach uczuć
przestań krzyczeć bądź tylko cichnącą pozytywką
muzykokaina

oczy twoje droga rozsiana na południe
zachodów słońca

czasami budzę się gdy czuję że oddycham w pustce
zaciskam ciało w pięść próbuję przestać myśleć
wpompowałeś powietrze w ten dziwny świat
a teraz idź już

nie zagracaj moich myśli nie potrzebuję
kolejnego psa

czasami drwię gdy czuję że jestem sentymentalna
choć chciałam tylko wytrzeć sobie buty



OBLED CELU

Rażąca biel stron niegdyś zapisanych
ciepło umyka przez skórę każdym zadrapaniem
głowa pęcznieje zgniły owoc twego łona
klatkę wypełnia skowyt

ja kolejna ręka wrośnięta w ziemię
tonę w nieruchomych piaskach sennych oczu
zacieki mych palców szpecą ściany
w ustach wciąż ten sam obcy język

sto tysięcy drzazg rozsypanych na poduszce
gdy przychodzisz na mnie patrzeć nocą


zamknij mnie pod powieką bym nie umiał żyć
uderz bym poznał kształt ręki na pamięć



TYSIAC CZESCI LUSTRA

Moje imperium ognia nieustanny pochód Słońc
ludzie na barykadach wybucham prozą
krótkie chwile włosy na wietrze
szczęki szarpią brudne resztki tkanek

piłuję myśli cienkie struny wstrzykuję nerwicę
to ja ten głaz wymykam się z rąk staczam
myśli nie spływają na język paruje ze mnie krew
chwile w których żyłem policzalne jedna dłoń

wiem nadejdzie kiedyś lato szczęśliwy sen
plastelina umysłu zaszczepiony we mnie świt
sen zagląda w gałki jesteśmy dzikim winem
cichy blues mokrych chodników rozmyte głosy biegną

mam szesnaście lat obręcz cierniową na sercu
płatek po płatku mój rozpad przekwitała skóra
dzień za dniem wpadliśmy w środek kalejdoskopu
ciężar nagłej pustki kształt spadającej gwiazdy

skok przez plotki głęboka woda to nie my już
podobno dobry masz pecha potrafię oceniać sam
powitanie domu szaleńczy bieg ponad to
to żal ten kurz na mojej drodze nie rozumiem

moje imperium ognia wieczny zachód Słońca
podarte kalendarze

No comments:

Post a Comment

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...