PIERRE REVERDY - SERCE DO SERCA
Nareszcie stanąłem na nogach
Przeszedłem przez to
Teraz kto inny podobnie jak ja
Przechodzi przez to samo
Nie wiedząc dokąd zmierza
Drżałem
W głębi pokoju ściana była czarna
Ona też drżała
Jak mogłem przekroczyć próg twego domu
Można by krzyczeć
Ale nikt nie usłyszy
Można by płakać
Ale nikt się nie wzruszy
Odnalazłem swój cień w ciemności
Był łagodniejszy od ciebie
Wówczas
Stał smutny w kącie
To śmierć przyniosła ci ten spokój
Ale mówisz wciąż jeszcze mówisz
Chciałbym cię zapomnieć
Gdyby tu wpadło bodaj trochę powietrza
Gdyby światło z zewnątrz pozwoliło mi lepiej widzieć
Jest duszno
Sufit ciąży mi nad głową i odpycha
Gdzie mam się podziać dokąd pójść
Nie ma tu dosyć miejsca na umieranie
Dokąd idą kroki które oddalają się ode mnie
Słyszę je gdzieś bardzo daleko
Jesteśmy sami mój cień i ja
Zapada noc
PIERRE REVERDY - PRASOWACZKA
Kiedyś jej ręce tworzyły dwie różowe plamy na olśniewająco białej bieliźnie, którą pracowała. Ale w ty sklepie, gdzie piec jest zawsze zbyt rozgrzany, powoli wyparowała z niej krew. Staje się coraz bledsza i w unoszącej się parze zaledwie ją można dostrzec wśród lśniących fal koronek.
Jej jasne włosy powiewają w powietrzu w puklach promieni i żelazko posuwa się niestrudzenie, wznosząc z bielizny chmury – a wokół stołu jej dusza prasowaczki biegnie
i składa się jak bielizna, nucąc piosenkę – na co nikt nie zwraca uwagi.
PIERRE REVERDY - SKONCZONY CZLOWIEK
Wieczorem wyprowadza na deszcz i nocne niebezpieczeństwa swój bezkształtny cień
i to wszystko, co go uczyniło gorzkim.
Przy pierwszym spotkaniu drży – dokąd schronić się przed rozpaczą?
Tłum snuje się na wietrze, który torturuje gałęzie, a Władca nieba wodzi za nim wściekłym okiem.
Skrzypiący szyld – przerażenie. Zakołysały się drzwi i okiennica na górze uderza o mur; biegnie i zostawia za sobą skrzydła, które unosiły czarnego anioła.
A potem, w korytarzach bez końca, na udręczonych polach nocy, w ciemnych granicach przenikają przez przepierzenia, chwieją się źle zbudowane idee, rozbrzmiewają dzwony dwuznacznej śmierci.
PIERRE REVERDY - SWIATLO
Mała plamka błyszczy miedzy trzepoczącymi powiekami. Pokój jest pusty i okiennice otwierają się na gęsty pył. To wchodzi dzień, a może jakieś wspomnienie każe oczom zapłakać. Krajobraz muru – horyzont za tobą – pamięć twoja w nieładzie i bliżej oczu niebo. Są tam drzewa i chmury, wystające głowy i ręce poranione światłem. Potem spada zasłona i owija wszystkie kształty w noc.
No comments:
Post a Comment