Tuesday 31 May 2011

Z piekla Rogiem (12):

EM-PATHETIC: GNICIE

Nic smutniejszego i mniej rozumianego
od polipa w herbacie

a po twarzach niech nas bija
inne dlonie obce dlonie

dziekuje za wystawy i przedstawienia
mi querida
snieg jest odlegly i boli

to bylo
przez ucho do serca

wiec jak zle juz jest
kiedy mowie do siebie
kiedy mowie
a
byc moze to ona ale w ktorej rece

nieuwaznie wyrwala wlos
czy krwawi pod paznokciami
do ilu razy strata
uniosla mnie na skraj

raz dwa piec usmiech sklon

nie ma oka posrod scian
kiedy tanczy w zapamietaniu
kiedy kolysze sie
predko predzej
do muzyki ktora pochlania poprzez krople
nasza glowa wiruje (zatacza sie)

wiesz
skrzywidzilysmy wielu ludzi
przepraszam

za to kulinarne porownanie

Wednesday 25 May 2011

Z piekla Rogiem (11):

EM-PATHETIC: ROZKŁAD

Tam
coś bardzo mocno stara się
przecisnąć rynsztokami moich tętnic
psychika podpowiada mi aby pełzać

z każdym poprzednim incydentem
rozmieniałam się na atomy gniewu
jak wiele jesteś w stanie pomieścić
bez przemiany w supernową

dawniej dowolne skaleczenie
można było zasklepić wierszem
sięgnęłam trzeciego stopnia oparzeń
po surrealistyczne rysy twarzy

tak bardzo lubimy się ranić
kiedy jest nam to na rękę
niekontrolowane ma wymiar tragedii
butelka strumień nieświadomości

niektórym sztuka przychodzi łatwo
Sylvia Plath umieranie i ból
aktualne "ty" liryczne jakże utalentowane
drugi składnik roztrwoniło na bliskich

żałosny rewanż
słowa spluwane z krawędzi świadomości

Tuesday 24 May 2011

Poezjoaza (7):

STEVAN TONTIC - CZYTANIE GAZET

Mędrcy nie czytają gazet – ja tak!
zanim mnie świt muśnie lubię wiedzieć co się dzieje
zanim mnie sfotografują
przeglądam nekrologi ze zdjęciami zmarłych
rubryki z nie wywołanymi zdjęciami urodzonych
i ponieważ jakiś czas już w tym uczestniczę
i skoro to co nazywamy duszą
wraca do mnie z rannego spaceru przez czyściec
zanurzam się cały w gazecie
dopóki się nie pożywię
dopóki nie nażre się żołądek mój
dostatecznej ilości smutku
a woda przez dziury w pancerzu
nie zaleje mojego płomienia



JACEK KACZMARSKI - AUTOPORTRET WITKACEGO

Patrzę na świat z nawyku
Więc to nie od narkotyków
Mam czerwone oczy doświadczalnych królików

Wstałem właśnie od stołu
Więc to nie z mozołu
Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów

Słucham nie słów lecz dźwięków
Więc nie z myśli fermentu
Mam odstające uszy naiwnych konfidentów

Wszędzie węszę bandytów
Więc nie dla kolorytu
Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów
Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym
I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym
W odróżnieniu od was, którzy, państwo wybaczą
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu
Dosyć sztywną mam szyję
I dlatego wciąż żyję
Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje

Umysł mam twardy jak łokcie
Więc mnie za to nie kopcie
Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie

Wrażliwym jest jak membrana
Zatem w wieczór i z rana
Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana

Zagłady świata się boję
Więc dla poprawy nastroju
Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju
Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę
Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę
Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego
Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego



MIRON BIALOSZEWSKI -WYWOD JESTEM'U

jestem sobie
jestem głupi
co mam robić
a co mam robić
jak nie wiedzieć
a co ja wiem
co ja jestem
wiem że jestem
taki jak jestem
może niegłupi
ale to może tylko dlatego że wiem
że każdy dla siebie jest najważniejszy
bo jak się na siebie nie godzi
to i tak taki jest się jaki jest

AUTOPORTRET ODCZUWALNY

Patrzą na mnie,
więc pewnie mam twarz.

Ze wszystkich znajomych twarzy
najmniej pamiętam własną.

Nieraz mi ręce
żyją zupełnie osobno.
Może ich wtedy nie doliczać do siebie?
— — —
Gdzie są moje granice?
— — —
Porośnięty przecież jestem
ruchem albo półżyciem.

Zawsze jednak
pełza we mnie
pełne czy też niepełne,
ale istnienie.

Noszę sobą
jakieś swoje własne
miejsce.
Kiedy je stracę,
to znaczy, że mnie nie ma.
— — —
Nie ma mnie,
więc nie wątpię.

AUTOPORTRET RADOSNY

Nie myślcie, że jestem nieszczęśliwy.
Cieszę się, że myślę.
Myślcie, że się cieszę.

Świadomość jest tańcem radości.
Moja świadomość tańczy
przed lampą deszczu
przed łupiną ściany
przed sklepem spożywczym z wiecami kapusty
przed ustami mówiących przyjaciół
przed własną ręką nieoczekiwaną
przed niewydrążoną rzeźbą rzeczywistości —
w przepychu najlepszej zabawy
i najwznioślejszego nabożeństwa
nieoddzielnie
moja świadomość tańczy.

A kiedy porwie się taniec,
zwyczajem każdego kłębka,
pójdę do nieba —
gdzie się nic nie czuje,
gdzie od początku byłem, zanim byłem,
gdzie już do końca będę, gdy nie będę,
tam — radość nie do opisania.
. . . . .
To wszystko.



ROBERT CREELEY - AUTOPORTRET

Pragnę być
brutalnym staruchem,
napastliwym dziadygą,
tępym i brutalnym
jak ta pustka, co go otacza,

nie chcę kompromisów,
nikogo odtąd
nie potraktuje po ludzku. Będzie
po prostu złym człowiekiem,
nieugiętym w swoim brutalnym,
swoim totalnym odrzuceniu tego wszystkiego.

Próbował już różnych słodkości,
różnych grzeczności, różnych „ach,
trzymajmy się za rączki”,
i wszystko było okropne,
tępe, brutalnie bezskuteczne.

Teraz stanie
na swych własnych słabnących nogach.
Jego ramiona z każdym dniem się kurczą,
skóra się ściąga. A on
kocha, ale nienawidzi tyle samo.

Rene Magritte (4):





















































































Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...