Tuesday 28 December 2010

Z tomiku nadrealistycznego (9):

MARKO RISTIC - ICH LIEBE, DU LIEBST, ER LIEBT


Nie zapomnia gdzie ostatnim razem widzial ogrodzenie
Ktore dzieli go od sily, ktora dzieli go od delikatnosci, ktora go dzieli
Od niego samego zamyslonego pewnego jesiennego dnia
Na otynkowanej scianie pewnej puszczy z dymu, pewnej puszczy miedzy
Czterema otynkowanymi scianami


Jesli cie wola, jesli cie wola i idzie ku tobie jak
Ku mostowi z ktorego rzuci sie pod pociag
Poniewaz i ty jestes smutna i obojetna jak niemoznosc
Zobaczysz w jego oczach odblask noza ktory


Dlugo czekal aby utopic sie we krwi, ktory
Dluzo marzyl o takiej chwili gdzie nie ma granic


I nareszcie zablysnal ponad zyciem jak jastrzab
W chwili kiedy na niebie zachodzi ostatni powroz
Z ktorego zwisa jawa lub zle przeczucie lub okragla bryla nadziei
Za ktorym nic nie ma oprocz pustych pol slonej ziemi
I martwych skamienialych ryb i gniewnych ramifikacji smierci
W jednym jedynym blysku bez zmian, w jednym jedynym
Spojrzeniu bez mrugniecia ktore cie w mgnieniu oka obejmie


Jesli i ty jestes smutna i obojetna jak dzien dobry
Dla niego bez pozegnania naiwna i nie pojmujaca
Ze juz wiecej o tobie nie zapomni na wszystkich odlamkach ziemi
Dokad wlecze swoj cien, dokad go wlecze jego cien


Ktory pada na ogrodzenie i upodabnia sie do noza ociemnialego od zaru
Ktory pada na most i upodabnia sie do samego siebie
Jego spojrzenie na tobie ociemniale od niemoznosci krwi
Jego mysl o tobie, jego mysl na tobie
Kiedy przypominasz sobie ze bylas dzika i nieskazitelna






VITEZSLAV NEZVAL - ANTYLIRYKA


Wypowiadac sie prosto jakze zapomniana sztuka
Tym silniej olsni mnie ogrod w srodku zdania
albo latryna to nie ma znaczenia
nie rozrozniam juz zjawisk podlug piekna lub obrzydliwosci ktora im przypisaliscie
to co tragiczne nie potrzebuje uciekac sie do prowokacji
mowic spokojnie pelnym slowem
chociaz nie ma potrzeby zebys zbytnio krzyczal
mysl do tej chwili zwiazana przez powtarzajacy sie ceremonial
laczy sie jedna z druga jak noc z dniem
kon ciagnie woznica drzemie w rolete uderzyl piorun
albo jaskolka wpadla do pokoju sedziego sledczego
sa dni kiedy nas piesn rani i kiedy taniec jest jak wstretny klebek ktory kopiesz noga
plesn na murze zauwazona przypadkowo wzrusza mnie glebiej niz znakomity film
Szlismy reka w reke i ty mowilas
ty mowilas bez grymasow ktore cie oddalaja od mojego serca
twoje oczy juz po raz trzeci zapatrzon w drzewo na zakrecie ulicy
iskra powstaje kiedy jeden krok zaskakuje drugi
twoje oczy byly tak bardzo oczami
i jak nie plakac skoro jest tu niespodziewana noc
widze twoje oczy w nocy
otwarte jak wtedy w dorozce i jak dzis w pelni poludnia gdzies na Letniej
ktos mowi i ja go slucham
przy koncu zdania wchodzimy do dzielnicy o ktorej zupelnie zapomnielismy
za ktoryms naroznikiem swiatlo gazowej latarni maly New York
co wam pomoze wzywanie wszystkich ptakow skoro ich nie widzieliscie
wrobelek ktory w ogrodku restauracyjnym czeka na moja bulke
jest swawolniejszy niz rym
syrena z niedalekiego przedmiescia wyploszyla go z reklamy przekupki
a plakatowy tytul obok otwartego kosciola rowniez wynurzyl sie w odpowiednim czasie


odkladasz przepocony kolnierzyk
jak glowe meduzy abym w ten sposob mogl okreslic blizej pokoj w ktorym jestes
mowie do was
nie zapominajcie o patrzeniu z boku
ktore pozwala rozroznic poezje od akademii
mysl jest zywa
kon nigdy nie przypomina osla
ani niebo wody
jest miedzy nimi naturalna roznica na ktora nie trzeba zwracac uwagi
mordercze pleonazmy przepedzily mnie z wielu towarzystw
gdzie czas uplywa na zabawach w konwersacje
swiece sobie latarka kieszonkowa na jablko walajace sie przy schodach i jestem zdumiony


daj sie prowadzic reka w reke jak my dwoje
idziemy blisko przy sobie czytelniku
ja tylko o pol kroczku z przodu
daje sie tak samo zaskakiwac jak ty
wierz mi nuda mnie przeraza
i to jest gwarancja ze nie bedziemy mowic banalnie
wyprzedza nas samochod
biore cie lekko za ramie
a skoro droga jest wolna
dokoncze ci swoja historie
i nawet nie musze sie wstydzic kiedy przechodzimy obok lustra
albo kiedy mijamy katarynke ktora sprawia
ze nagle przerywam rozmowe
i ze spiewam






LUDVIK KUNDERA - GROZNY KOMPAS


1.Jesli to wszystko jest tylko gra


I pytania padaja
akord po akordzie


Caly czas nam zaglada przez ramie
napotkana kobieta
ktora maci swoim oddaleniem
jedyny czysty ton


Jedyny
czysty
ton
2.Nawet gdyby wylecialo nie wiem ile
zamaskowanych twarzy
nigdy sie nie rozprzegnie
podziemne jezioro


Bedzie to pierwsze ukaszenie
na granicy lasu
i chwiejnego zboza


Nigdy sie nie rozprzegna
pozlacane szyje
Bedzie to uscisk smiertelny
3.W upalne poludnie
kapnela zywica
ze stalowego firmamentu


Skracalem znow i znow
odleglosci miedzy slupami milowymi


I bylo znacznie jasniej
gdy miedze pasowialy
do pojedynkow


Moze osiagna
najdalsze krance
twojego oka...
4.Tak oto rdzewieje opowiesc
przed samym koncem
gdy zaciskaja sie petle
w oczach


Opuscic zimny korytarz
bez drzwi


Nie przeczuwamy nawet
calej ostrosci
czystego horyzontu
5.Nawet na tej rowninie
igla kompasu tanczy


Szlak dokadkolwiek
prowadzi noca


Tylko kobieta
6.I ona tez
wyroczna i niewidzaca
pomiedzy a pomiedzy


U kresu snu
ul sie budzi
i zasypia
od uderzenia serca


I ona tez
zanim odejdzie
okryta podwojnymi firmamentami

Wednesday 22 December 2010

Z tomiku nadrealistycznego (8):

ANDRE BRETON, RENE CHAR, PAUL ELUARD - FASADA


Staje sie sercowy
Wszedzie gdzie twoj cien mogl polaczyc sie z moim
Krew jest na pierwszy punkt widzenia jak na znak szpady
I splywa rosa by cie zbudzic ze snow niepowtarzalnych
Co zadaja dowodow ze milosc jest miloscia
Jak belladonna trucizna




MARKO RISTIC - INNE ZASTOSOWANIE


Nie waz sie przygladac, powiedzialem lub tez nie, tej scianie ktora plonie na krawedziach
Jesli chcesz zeby i jutro laka byla laka
Poniewaz gdzies w ceglach ukryta jest jaszczurka plomienia
Ktorym odtad kazdy twoj dzien bedzie obrebiony


Abys samotnoscia nazwal te sucha mgle z krwi
Ktora uwienczona bylaby szpetna twarz jawy
Zajrzyj, jesli potrafisz, w to nie przezyte
I nie pomoze ci nic slowo "wirtualny"


Ciarki powoli wysiadaja z pociagu tej wirtualnej przyszlosci
W szarym plaszczu i z torba w rece schodza na peron mego dnia
Jedno oko maja zakryte a kapelusze zupelnie wymiete


I stoja. Stacja mego czasu jest dla nich za ochydna
O zupelnie niegodna ich krolewskiego oblicza
Z ktorego nie schodzi, a byl akurat dzien deszczowy, wilgotna bladosc
Ze wszystkich stron wokol nich na mojej przestrzeni plonie korona murow i drzew
Ze wszystkich stron wyrasta to co je tu wezwalo
To co sobie wypowiedzialem lub tez nie zeby sie odnowilo
Czy bede pamietal ze nie moge zapomniec swego pogladu
Na cegly, ktore pozorna smierc oddziela od bezskutecznosci
Na cegly, ktore mnie od bezskutecznosci oddzielaja pozorem, definitywniej






DUSAN MATIC - METNY POLOW W BYSTREJ WODZIE


Niechaj noc bedzie taka, jakiej chcecie, ale co wiem, to wiem.
pofrune do pierwszego lozka z ktorego kielkuje trawa. Pofrune.
jest jednak ktos kto jest rozsadny i wrazliwy, straszliwie jeczy za murem. Jednak
 i wokol tego wiersza metaliczny las w ktorym spaceruja moi przyjaciele. Moi przyjaciele,
z reka na kibici kobiety lub plomienia. Plomienia lub zwidu.
i ci ktorzy nigdy nie mowia przy tym stole. Oszpeceni.
a ze wszystkich stron nadciaga senna woda ktorej dotykaja swoimi bosymi stopami, tajemniczymi jak rece. Nogami.
i na dnie tej wody zamknela oczy ta o ktorej nigdy nie mysle. Nie mysle.
zamknela oczy aby lepiej mnie widziec, aby lepiej strzec. Strzec.
gdyz ona strzeze, ona strzeze aby nic nie poszlo na marne. Do diabla.
nad tym wierszem moja pochylona glowa, moja zraniona moja smieszna glowa.
Niebieski kolor na zawsze zmieniony, zmiazdzony, pokruszony. Mrowki,
mrowki troche niebieskie, troche szkaradne zanurzaja sie w leniwych glebokosciach. W moich
jesli wyteze wzrok seks nocy zajasnieje w gwiazdozbiorze. Bose gwiazdy jak uszy zebry. Zebry i dziewczyny.
noc, noc musiala wiazac slowa tego zdania. Na te pijane kawki czeka siec.
noc przychodzila i odchodzila, jakby nikt nie przychodzil i nie odchodzil, ze wszystkich stron, z serca.Z czarnych zwierciadel.
noc lubila kiedy szeptaly wzgorza. Wzbudzaly podziw.
noc rosla jak przypuszczenie, ubywalo jej jak sprochnialego ksiezyca.
noc otwierala sie jak odrzwia, jak sciezki ktore zawsze knuja spisek. Stara palme swiatla.
jak noc kochankow, tymi samymi schodami
o ziemio, coraz ciszej sie schodzi.
jesli jestem przymglony
dosc ale to dosc
jesli przypominam sobie pierwszy. Doprawdy.
czyj pas lezy e tych lasach?
obraz peknietego lustra to nasze zapomnienie. Moje, twoje, nasze, nasze.
znow powraca jak obloki przed jutrznia. Przed jutrznia.
piekna jest jak przypadek jak dwa kroki odcisniete na trotuarze, jak
zbrodnia, jak plama atramentu na tym wierszu, jak czerwcowa noc pelna swietlikow, jak zacisze przed pierwszym sniegiem. Jak dwa kroki.
jesli jestes tu aby ukladac czas jak ziarna. Jak sadze.
jesli jestes zegare, ktory chodzi a ktory nie ma wskazowki. Nie ma.
wymienionym, ostrzezonym.
kim, kim ona jest? Kto ty jestes? Ty, ty.
jest piekna, jest cudowna, jest zroszona.
on jest zamkniety w watrobie czasu
nie, nie jest wieczny, ale wietrzny.
nie, jest tylko cienisty, ciernisty
on to ja, on to ty, on jest zoltym koniem lub pytaniem.
rza konie albo droga.
idz, idz, to jest widok wyrwany z ziemi. Widok do konca.
idz, idz, cichna kamienie, kamienie.
wroc do tego zwierzecego pisku, do tego spisku, groz i milcz.
jeden glos w nocy bez ciszy. Bez ciszy.
nie zapomnialem ani ryby ani ptaka z bladym czolem. Nie
gdyz przeczuwaja one ze w gorze lepszy niekiedy zywot szelesci.
w przeddzien nocy
w oczach nocy
na oczach gdzie obgryzaja kosci jakichs ciezkich rzek
gdzie teraz zlopiemy draby zlopiemy
boze jakiez cudowne sa dni - przycodzi zolniez, mowi i odchodzi. Odchodzi.
zolniez ktory moze nawet nie istnieje
ale ja go na pewno wydam i zabije.

Karol Bak















Karol Bak



















Hooverphonic - Human Interest



you say this,you say that
my better no way you're sad
leave me alone right now
I used to be in love with this
now I'm trying to get rid of all this human interest

don't you dare to point your finger at me
look at yourself
I'm not the one you want me to be
look at yourself

some say no, some say yes
less or more or more or less
leave me alone right now

I used to be adored each day
now it's time for me to pay
the dreadful price of success

don't you dare to point your finger at me
look at yourself
I'm not the one you want me to be
look at yourself

some say no, some say yes

don't you dare to point your finger at me
look at yourself
I'm not the one you want me to be
look at yourself
don't you dare to point your finger at me
look at yourself
I'm not the one you want me to be
look at yourself

Z tomiku nadrealistycznego (7):

VLADIMIR REISEL - MIASTO NIERZECZYWISTE
(fragmenty)


W moim kraju jest cicho jak w zakletym zamku
I jest to przeciw dzwonom wielkomiejskim
A przeciez jest ci w pierwszej chwili troche cieplej
Jestes sam
Jestes sam
Rozmawiasz z potokiem i drogami
Ludzie patrza na ciebie zdziwionym spojrzeniem bruku
Ktos przystanie
Uscisnie ci reke
Mowi o wszystkich golebiach ze wsi
I nie zapomni przypomniec ostatniej powodzi


I tak moje nocne drogi zyskuja nowy ksztalt
Chodze co wieczor po wielkiej ciszy
Nie spotykam nikogo
Tylko niekiedy platki sniegu
Tak oto zmienia sie powierzchnia zycia
Poki wody podskorne sa wciaz te same
Smutek wciaz ma najprawdziwszy ksztalt samobojcy
I dlugie wieczory skracaja sie w objeciu nieznanego spojrzenia
Twojego
Ktore mnie stale wypatruje
Zawsze na tym samym miejscu
W gwiazdozbiorze rosy
A byla to przeciez najstraszliwsza nostalgia
Chodzic dlugo w noc po cudownych samotnych miejscach


Chodzimy reka w reke
Sami w srodku tlumu
Sami sami jak wygnancy
I mowimy slowa ktorych nikt nie wyslowil
Niekiedy sie zatrzymamy
W srodku wieczora
Nizej jest miasto i krzyczy
Co chwila zanurzam sie w rzeke twoich wlosow
I mowie ci o milosci
Pytam cie calkiem jak dziecko o twoje oddanie moim rekom
Zebys zawsze mowila to samo ty wiesz
Skazales mnie na to abym ciebie kochala
A moglabym umrzec
Gdybys przy mnie byl
I dotykal mnie tak jak teraz dotykasz
Dotknieciami nocy
I dlugiego milczenia


Nasza milosc zastygla jak gwiazda
Caly juz jestem w tobie
Cala juz jestes we mnie
Twoje oczy wciaz patrza na mnie chociaz sa to oczy innych kobiet
Twoje potulne oczy
Zawsze tak piekne
Zawsze tak niespokojne
Oczy bez lez
Oczy wzruszajaco sarnie
Oczy dyski
I dlatego okrutny wydaje sie wieczor
Kiedy odchodze do domu
Jeszcze przed chwila czulam na ustach twoja reke
A teraz odchodze
Miasto pode mna migocze jak tysiac ognikow
Po chwili znika
W ciemnosci w ciemnosci
Za mna ciemnosc przede mna ciemnosc i w oddali twoje cialo
Jakze mi smutno
Dzieli mnie od ciebie tylko okno wagonu
A przeciez jestes strasznie daleko
Po Bozym Narodzeniu
Znowu siedzimy razem i rozmawiamy jezykiem kropel
Na dworze pada snieg
Tak jak ty padasz na moja twarz
obejmuje cie
Bez konca mysle o naszym rozejsciu
Ktore mnie dlawi
I ktore pewnego dnia objawilo sie jako smierc


Nie
To byla chyba krotka walka z hydra
Tego dnia chodzimy po ulicach i mord wola strasznymi glosami gazeciarzy
Oglaszaja moje ostateczne odejscie
Za kilka dni
Odejde na zawsze
Musze
Musze
Przeciez ty wiesz
Ze bylem z tych ktorzy nie moga odchodzic bez sladu w krwi


Wypatruje cie jeszcze tego wieczoru
Sama mowisz do mnie cicho bo to koniecznosc
Bylbym z toba
Ale to nie jest mozliwe
Bede i tak przy tobie ty wiesz ty wiesz
Trwa trzaskajaca zima i miasto jest puste
Chyba tylko my chodzimy po pustych ulicach
Powtarzamy bez konca swoje imiona
Emilia Emilia
Dzis po raz ostatni
Dzis odejde
Dzis w nocy
I nigdy juz nie wroce


A byla to przeciez najstraszliwsza nostalgia
Chodzic dlugo w noc po cudownych samotnych miejscach


I znowu siedze w przedziale pociagu nabitego martwymi istotami bez twarzy
Tak jak przed dawnymi czasy
To odejscie jest ostatnie i szarowka dlawi mnie swymi czulkami


Siedze sam w kacie i ostatni raz patrze na miasto
Na stado spokojnie pasacych sie elektrycznych owiec
Wszystkich barw
Potem pociag ruszy moja melancholijna glowa
Po raz ostatni patrzy na to miasto
Ktore znika
Na zawsze
A w nim nasze milosci
I nasze kroki na jego bruku


Juz nigdy nie zobacze tych ulic
Juz nigdy nie przyjdziesz mi powiedziec do widzenia
Dzis jest to proste zegnaj
Macham ci smutna dlonia widzisz
Niknace miasto a w nim nasze milosci


Zegnaj Emilio
Zegnaj miasto nierzeczywiste
Miasto milosci i zdrady
Miasto rak ktore kochalem
Miasto oczu najpotulniejszych oczu wszechswiata
Miasto oddanego ciala
Miasto ust stworzonych tylko do milosci
Miasto ust szepczacych najlaskawsze slowa
Miasto poetow i samobojcow
Zegnaj Emilio
Zegnaj miasto nierzeczywiste


A byla to przeciez najstraszliwsza nostalgia
Odchodzic odchodzic z mysla o kobiecie ktorej nie przestalo sie kochac

Yeah Yeah Yeahs - Warrior



When it’s missing then you want it more 
It isn’t right
Turning, turning out the door
And back to this
Leave it like it was before
And let me out
Must’ve been the end of the story

Giving it all, giving it all away
You’re gonna wake up someone
Well study it all
The wings, the crowd, your face
You’re gonna end up like one

Well, trouble at home
Travel the way you say
“The road don’t like me”
Travel away
Travel it all away
“The road’s gonna end on me”

Men, they like me
‘Cause I’m a warrior, a warrior
Stand on my feet
Dance the warrior, the warrior
Where would I be?
I’d be a warrior, a warrior

Now the strangers have caught on
And they’re riding in the backseat 
The river’s gonna wash all
Yeah the river it spoke to me
It told me I’m small 
And I swallowed it down
If I make it at all 
I'll make you want me

Trouble at home
Travel the way you say
“The road don’t like me”
Travel it all, travel it all away
“The road’s gonna get on me”
And I’m small
The road’s gonna get on me
Well if it gets it at all
The road’s gonna end on me

Like a warrior, a warrior
Dance the warrior, the warrior

Tuesday 21 December 2010

Z tomiku nadrealistycznego (6):

PAUL ELUARD - POCALUNEK


Kur w bramie brzasku
Kur bijacy w dzwon
Rozrywa fale nocy kamykami popedu


Wyblysna w pianie
Dwie przejzystosci nierownodesenne
Glowe ze snu nie szybko sie uniesie
Ku swiatlu gestniejacemu
Najpierw sie ja opusci
Na usta zachlanniejsze od mureny
Na usta co sie kryja pod powiekami
A wkrotce skryja sie na dnie oczu
One tragarze nowych snow
Plugi najlagodniejsze
Zbedne niezastapione
Znajace miejsce kazdej rzeczy
Wsrod ciszy
Kolia rozpekla od slow buntowniczych
One dla ktorych lektyka sa inne usta
Wspoltowarzyszki traw trawionych goraczka
Nieprzyjaciolki pulapek
Dzikie i dobrze uksztalcone dla kazdego
I dla nikogo
Usta zapominajace mowic
Usta olsnione mirazami nocy


Proste jak dziecko w glab ich perspektywy
Wchodzi sie niezawile
Nieskonczonoscia orchidei ich droga sie stanie
To most palacy lsniacy zywy
Zwierciadlo echo obraz co nas rodzi nieustannie


To posiasc chwile
By nigdy juz nie watpic w trwanie






BENJAMIN PERET - KTOS DZWONI


Pchli skok jak taczki tanczace na kolanach bruku
pchla znika na klatce gdzie zamieszkalbym z toba
slonce podobne do butelki czerwonego wina
zrobilo sie Murzynem
Murzynem niewolnikiem chlostanym
Ale ja ciebie kocham jak muszla piasek
gdy ktos ja z niego wyrwie sloncu co przyjmuje ksztalt fasoli
wypuszczajacej kielek serca jak kamyk podczas ulewy
albo polotwartej puszki sardynek
albo zaglowca z rozdartym fokiem


Chcialbym byc plamka slonca na bluszczu twojej bluzki
ta szklarke co sie laskotala kiedy cie poznalem
Nie
ta latka z teczujacego cukru mniej mnie przypomina niz jemiola na debie
ktory ma juz tylko korone zieleni gdzie mieszka para gajowek


Chcialbym byc
bo bez ciebie jestem ledwo przeswitem w kocich lbach przyszlych barykad
Tak bardzo mam twoje piersi w mojej piersi
ze rysuja sie w niej dwa dymiace kratery jak ren w grocie
aby cie przyjac jak zbroja przyjmuje naga kobiete
oczekiwana w glebi rdzy
rozplywajac sie jak szyby w domu co zaplonal
jak zamek w swoim ogromnym piecu
podobna do statku co dryfuje
bez kotwicy i steru
ku wyspie drzew blekitnych przypominajacych twoj pepek
wyspie gdzie chcialbym spac razem z toba






ANDRE BRETON, RENE CHAR, PAUL ELUARD - UZYWANIE SILY


Nie czochraj sobie tak wlosow przestaje sie widziec
Jest tu z miejsca zatrzesienie robotnikow


Nie czochraj sobie tak wlosow bo kto rusza na polnoc
Znajdzie sie na poludniu zawiedziony


Raczej naucz sie wlosy zaplatac
By szlachetnym kamieniom bylo w nich do twarzy





Morcheeba - Otherwise




They wanted me here just to show you my face
But when it comes to the crunch, I just hide in disgrace
You're calling me mad but I know you're the same
'Cause you got to be seen to be playing the game
Yes we got to be seen to be playing, the game

It ain't gonna hurt now if you open up your eyes
You're making it worse now, every time you criticize
I'm under your curse now but I call it compromise
I thought that you were wise but you were otherwise

A specimen like you, I would love to obtain
I asked a tedious guy if he'd tell me your name
I'd love to impress you with a back somersault
I wanna take up your love but it's locked in a vault
I wanna take up your love but it's locked in a vault

It ain't gonna hurt now if you open up your eyes
You're making it worse now, every time you criticize
I'm under your curse now but I call it compromise
I thought that you were wise but you were otherwise

When I open my mouth, I'm so brutally honest
And I can't expect that kind of love from you
When you open your mouth, your teeth are beautifully polished
And I can't extract the pain you're going through
No I can't explain the pain you're going through

It ain't gonna hurt now if you open up your eyes
You're making it worse now, every time you womanize
I'm under your curse now but I call it compromise
I'm under your curse, oh no

It ain't gonna hurt now, if you open up your eyes
You're making it worse now, every time you criticize
I'm under your curse now but I call it compromise
I thought that you were wise but you were otherwise

Sunday 19 December 2010

Z tomiku nadrealistycznego (5):

PAUL ELUARD - DRUGA NATURA
(fragmenty)


Na kolana mlodosci na kolana gniewie
Zniewaga sie wykrwawia zagraza ruina
Sasow zachcianek dzisiaj sie nie wienczy
Cierpliwie zyja wsrod reszty szalency


Szlak ryzykownej smierci przekreslily
Arcywspaniale pogrzeby
Zgroza jest grzeczna nedza ma uroki
Milosc sie smieje do fajtlap otylych


Ozdobki naturalne zywioly uspiewnione
Bagniste dziewiczosci fajerwerki malpie
Czcigodne wyczerpanie zaszczytna brzydota
Trudy rozkoszne karmiace niepamiec


Tutaj cierpienie to zwykly przypadek
Jestesmy grunt na ktorym wszystko stoi
Jestesmy wszedzie zeby podtrzymywac
Rozpiete w gorze niebo innych


Wszedzie gdzie nie ma sensu odmawiac istnienia


*
Lez cala rzeka bez powodu
I cala noc w twoim zwierciadle
Zycie z podlogi do powaly
Watpisz o ziemi i o glowie
Na zewnatrz wszystko jest smiertelne
A przeciez wszystko jest na zewnatrz
Dozyjesz tutejszego zycia
I tej przestrzeni pospolitej
Co odpowiada na twe gesty
I co rozkleja twoje slowa
Na jakims murze niepojetym


Kto zatem o twej twarzy mysli?


*
Zeby ujrzec jak legnie sie domysl grobowych dolow
Przestalismy sie calowac cierpienie ozywia
Piers jak pozar odciety opanowany
Ogien juz nie wie nic o swoim spiacym bliznim
Bierze nozyce dni i nocy za ramie
Schodzi na najnizsze galezie
Pada Na ziemi niejasne szczatki cienia


*
Godnosc w ukladzie symetrycznym zycie rozdzielone
Pomiedzy starosc ulic
I mlodosc oblokow
Okiennice zamkniete rece drzace od jasnosci
Rece jak zrodla
I opanowana glowa


*
Smutek na falach zbudzonych kamykiem


Ostrza dzgaja ostrza
Szkla tluka szkla
Lampy gasza lampy


Tyle zerwanych wiezow


Strzala i rana
Oko i swiatlo
Wznoszenie sie i glowa


Niewidzialne w glebi milczenia


*
Wiezniowie maja ochote smiac sie
Stracili klucze zaciekawienia
Obciazaja pragnienie zycia
Niewazkimi kajdankami
Bawia ich jeszcze dawne zarzuty
Lenistwo przestalo byc tajemnicze
Niezaleznosc jest w wiezieniu

Tool - Right in Two




Angels on the sideline,
Puzzled and amused.
Why did Father give these humans free will?
Now they're all confused.

Don't these talking monkeys know that
Eden has enough to go around?
Plenty in this holy garden, silly old monkeys,
Where there's one you're bound to divide it

Right in two

Angels on the sideline,
Baffled and confused.
Father blessed them all with reason.
And this is what they choose.
(and this is what they choose)

Monkey, killing monkey, killing monkey
Over pieces of the ground.
Silly monkeys give them thumbs,
They forge a blade,
And when there's one they're bound to divide it,

Right in two.
Right in two.

Monkey, killing monkey, killing monkey
Over pieces of the ground.
Silly monkeys give them thumbs,
They make a club
And beat their brother... down.
How they survived so misguided is a mystery.
Repugnant is a creature who would squander the ability 
to lift an eye to heaven conscious of his fleeting time here

Gotta divide it all right in two (x4)

They fight, till they die
Over earth, over sky
They fight, over life, 
Over brawn, over air and light, 
Over love, over sun. Over blood
They fight, or they die, all for what? For our rising!

Angels on the sideline again
Been too long with patience and reason
Angels on the sideline again
Wondering when this tug of war will end

Gotta divide it all right in two (x3)
Right in two

Right in two...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...