Tom 2, rozdzial 1.
"Orszak księcia, składający się teraz z samych konnych, bez wozów siłą rzeczy, napotkał pierwszy patrol armii Arkach w dwa dni po opuszczeniu Luan. Dwie dziewczyny z mieczami, na koniach, zastąpiły im drogę.
Prawdą więc było, że tam baby wojują.
Kilkunastoletnia raptem dziewczyna obciągnęła skórzaną spódniczkę na udach, by nie dawać zbyt niepoważnej perspektywy wrażym żołnierzom.
– Stój! Kto idzie? – krzyknęła.
– Toż my jedziemy – odkrzyknął Zaan – nie idziemy, moja pani.
– Dam ja ci krotochwile, pacanie. – Urwała nagle, widząc sto kusz w rękach stu żołnierzy. – No, kto tam? – Zagryzła wargi. – Przecież grzecznie pytam.
– Książę Sirius, syn Wielkiego Księcia Oriona, z poselstwem.
– O, żesz ty. Jest jeszcze jakiś gwiazdozbiór, którego nie wymieniłeś?
– My z Królestwa Troy. A tam imiona władców od gwiazd wzięte.
– Ha! – krzyknęła. – A u nas to od krów, co? – Usiłowała zakpić, ale nie jej było mierzyć się z Zaanem.
– Cóż, współczuć tylko. Ale to nie wasza chyba wina, pani?
– Kpisz?
– Gdzieżbym śmiał.
Żołnierze chichotali, zasłaniając usta kułakami. Żołnierz była coraz bardziej wściekła.
– I myślisz, że cię zaraz do naszej królowej zaprowadzę, co?
– Hm. Nie sądzę, żeby wasza królowa tu “zaraz” w krzakach na nas czekała. Więc pokornie pojedziemy dalej.
– Gadanie! – rozsierdziła się zupełnie. – Pewnie grabić przyjechaliście. Mów prawdę! Co?
– Cóż. Jeśli armia Arkach ucieknie przed stu zaledwie żołnierzami, to owszem, możemy coś zagrabić przy okazji. Ale póki co wolelibyśmy spotkać się na dworze.
– Kpisz? – przerwała mu ponownie dziewczyna.
– No teraz tak – wyznał szczerze.
– No! – Panna na koniu nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Jej towarzyszka również nie zdradzała nadmiaru inteligencji. Była młoda, piegowata i śliczna.
– No! – Pociągnęła nosem. – Ani mi się waż!
Zaan, zrezygnowany, machnął ręką.
– Moglibyśmy zobaczyć... eeee... kogoś bardziej kompetentnego?
– No! – Dziewczyna zastanawiała się dłuższą chwilę. – Powiem dowódcy. Co?
– No! – odpowiedział Zaan, przedrzeźniając ją bez litości. – Powiedz. Co?
– Kpisz?
– Eeeeee... Teraz nie.
Dziewczyna uspokoiła się wyraźnie. Żołnierze Troy, sami wszak nie będący wyrafinowanymi intelektualistami, o mało nie pospadali z koni. Przynajmniej ci, który zatrzymali się w pobliżu. Wyraźnie oburzyło to tę drugą.
– Ty, czego się tak gapisz?! – krzyknęła, obciągając krótką spódniczkę jak przedtem koleżanka. – Taki mam mundur! Zarazo!
– Przepraszam – Stropiony winowajca odwrócił wzrok. Pozostali żołnierze nie odwrócili. Widok żołnierzy w spódniczkach ledwie zakrywających pośladki, rozkraczonych na koniach, nie był powszedni w Królestwie Troy.
– Ja myślę tak... – odezwała się pierwsza.
– Niech bogom będą dzięki – mruknął Zaan. – Ktoś tu jednak myśli.
– Kpisz? Co?
– Nie!
– No! – Pociągnęła nosem. – Jedźcie do zajazdu. Dzień drogi stąd. A ja powiem dowódcy i po was przyjadą, co?
– No! – odparł Zaan.
Nawet najodporniejsi żołnierze zaczęli teraz chichotać. Tylko Sirius uśmiechał się promiennie. Panna strasznie mu się podobała. Ta jednak fuknęła na nich jak kotka:
– I bez żadnych mi takich – warknęła. – Ja powiem, że chcecie grabić, jak mówiliście!
– No! – krzyknęło chórem kilkunastu żołnierzy. Nawet Zaan “Kamienna twarz” roześmiał się na występ swoich podkomendnych. Jedynie Achaja nie wytrzymała:
– Nie daj się robić w konia, siostro! – krzyknęła.
– Nie jestem twoją siostrą! – warknęła żołnierz Arkach na koniu. Potem jednak jakaś myśl zmarszczyła śliczne brwi. – Ach... Mój tato, co uciekł... Pojechał do Troy, co?
Żołnierze zawyli z okrutnej uciechy. Achaja załamała ręce. Zaan nie mógł utrzymać się na koniu. Jedynie Sirius mrugnął do niej i ruchem głowy wskazał pobliskie krzaki ale nie zrozumiała, o co mu chodzi. Dziewczyna rozglądała się z coraz bardziej wojowniczą miną.
– Jedźcie tam. – Wskazała ręką kierunek. – A ja do dowódcy. No. – Zbliżyła się do Achai. – A ty jak będziesz widzieć tatę... Pozdrów ode mnie.
Żołnierze o mało się nie poprzewracali. Achaja westchnęła ciężko. Zaan ukrył twarz w dłoniach. Nawet Sirius zasłonił oczy.
– No! I żeby mi spokój był! – krzyknęła, zawracając konia. – Nie grabić, zarazy, niczego! Sama sprawdzę!
Ktoś naprawdę spadł z siodła. Trzeba go było podnieść, bo uderzył głową w wystający korzeń. Żołnierze rechotali tak, że rannego upuszczono dwa razy. Uspokoili się dopiero dużo później, kiedy obie wojowniczki zniknęły na lesistym zboczu góry. "3 tomy do sciagniecia TUTAJ
No comments:
Post a Comment