Friday, 8 April 2011

Z tomiku nadrealistycznego (13):

PAUL ELUARD - JAK DWIE KROPLE WODY

Dziewczęta gotowe na wszystko
Siostry kwiatów bez korzeni
Siostry zbuntowanych dzieci
Maleńkie
Obojętne
Ograniczone do inteligencji
Do rozumu za cztery grosze
Na miarę waszych tajemnic
Obce opuszczone
Moje dalekie towarzyszki
O sentymentalnych ciałach
Piękne zaledwie piękne ale zawsze piękne
Prostsze od nieszczęścia
Bardziej wyszukane niż piękność
Z waszych zmęczonych warg
Z uśmiechu który zgasł
Przekazujecie mi swoje trucizny
O znieczulone

I przeciwstawiam miłości
Dawno znane obrazy
Zamiast obrazów nieznanych



PAUL ELUARD - JEDNA ZA WSZYSTKIE

Jedna czy wiele
Błękit leżący na burzy
Śnieg na ptakach
Szelesty strachu w niedostępnych lasach

Jedna czy wiele
W glinianej skorupce posiano kruki
Spłowiałe skrzydła u dziobu trzęsienia ziemi
Zrywano fantastyczne rude róże burz

Jedna czy wiele
Kryza słońca
Olbrzymi kołnierz słońca
Na szyjce polany

Jedna czy wiele
Czulsze na swoje dzieciństwo
Niż na deszcz lub pogodę
Łagodniejsze w poznaniu
Niż słońce na łagodnym skłonie
Bez cienia zgryzoty

Jedna czy wiele
W schlebiających lustrach
Gdzie z rana głos ich drze się jak płótno

Jedna czy wiele
Stworzone z kruszejącego kamienia
Z rozlatującego się pierza
Z jeżyn ze lnu ze spirytusu z piany
Ze śmiechów łkań niedbałości śmiesznych kłopotów
Z ciała i prawdziwych oczu bez wątpliwości

Jedna czy wiele
Z wszystkimi wadami wszystkimi zaletami
Kobiet

Jedna czy wiele
Twarz pod bluszczem
Kuszące jak świeży chleb
Wszystkie kobiety które mnie wzruszają
Przybrane jak pragnąłem
Przybrane w spokój i świeżość
Przybrane w sól wodę słońce
Czułość zuchwalstwo i tysiąc kaprysów
Tysiąc kajdan

Jedna czy wiele
We wszystkich moich snach
Nowy leśny kwiat
Kwiat barbarzyński z pękiem słupków
Otwierający się w płomiennym kręgu oszołomień
W umęczoną noc

Jedna czy wiele
Młodość ostateczna
Młodość gwałtowna niespokojna i przesycona smutkami
Którą się podzieliła ze mną
Nie dbając o innych



PAUL ELUARD - LINIA TWOICH OCZU

Linia twoich oczu obiega moje serce,
Obrót tańca i czułości,
Aureola czasu, nocna kołyska bezpieczna;
I jeśli już nie wiem, co dawniej przeżyłem,
To dlatego, że twoje oczy nie patrzyły na mnie zawsze.

Liście dnia i piana rosy,
Różany kwiat wiatru, pachnące uśmiechy,
Skrzydła kładące światło na ziemi,
Statki ładowane niebem i morzem,
Poławiacziebem i morzem,
Poławiacze odgłosów i źródła kolorów.

Zapachy rozkwitłe z wylęgu jutrzenek
Składanych zawsze na słomie gwiazd,
Jak dzień zależy od niewinności,
Tak świat zależy od twoich czystych oczu —
Krew moja cała płynie w twoich spojrzeniach.



PAUL ELUARD - MEDIEUSES

I

Ona się z czarnych i błękitnych snów
Obudzi wstanie ze ślazowej nocy
Noga jej gładka i naga stopa
Odwaga stawia pierwszy krok

Na dźwięk przemyślanego śpiewu
Ciało jej mija w refleksach blaskach
Pokryte deszczem oprawne w czuły zapach
Wyodrębnia poranny płat życia

II

Koło kity wielkiego mostu
Rozpierany dumą
Czekam na wszystko co mi znajome
Napełniona iskrzącą przestrzenią

Moja pamięć bezmierna
Na moich wargach tańczy dobroć
Zgrzebne ubranie moją iluminacją
Z mojego ciała wybiega droga

Bliskie i dalekie
Skaczące morze mnie wita
Morze ma kształt winnego grona
Dojrzałej rozkoszy

Kochałem wczoraj i jeszcze kocham
Niczego się nie wypieram
Przeszłość jest mi wierna
Czas płynie w moich żyłach

III

Pod jałowym sufitem pod zniszczoną belką
W tym obszernym pokoju maluczko meblowanym
Związane kolana użyczają wartości
Nędznej linii prostej

Jej włosy usidłane przez pęknięte lustro
I na piance jej czoła gruchająca woda
Wykrętne odchylenie uśmiechu zapędza
Jej ostatnią iluzję w nieobecne niebo

IV

W okolicach jej łóżka ziemia się czołga
I zwierzęta ziemi i ludzie ziemi
W okolicach jej łóżka
Są tylko pola zbóż
Winnice i pola myśli
Droga przebita bez narzędzi
Dłonie oczy prowadzą do łóżka
Do płomiennej objawionej tajemnicy
Do cieni wyciosanych we śnie

Wolne od palców powietrza uniesienie
Złote naczynie pocałunku
Ciężka powolna szyja
Kołysana na tysiącach snopów
Przybywa na święto swoich kwiatów

Ona sprawia łaknienie i głód
Jej postać nagi kochanek
Umyka jej oczom
I światło zawęźla noc ciało ziemię
Bezdenne światło porzuconej postaci
I dwojga powtarzających się oczu

V

Moje siostry chwytają w żagle
Szczekanie i skomlenie psów
Ja wolę kiedy mnie żywi
Nadzieja zapał bez granic
Czarny krzew pomarańczy płowa tarcza
Mrocząca pszczoła śmiech w biegu
Nieznacznie maskowany śmiech
Kora jutrzenki roztrzepane skrzydło
Garść rozpętanych liści
Młoda trucizna pnącz góra
Pot wioślarski zimny opar
Krok olbrzyma taniec z postukiem
Wieczyste czoło kiść doskonała

No comments:

Post a Comment

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...