LAVINIA GREENLAW - UCAŁOWANIA Z OBCEGO MIASTA
Najdroższy, karaluchy mają małe.
Jeden z nich spadł mi z sufitu do ginu
ale obyło się bez szkody. Była matka.
Pokazałam jej ślady zębów na drewnianym kojcu,
a one dała mi adres znajomego szczurołapa.
Był pod takim wrażeniem dziury w jej syfonie,
że wziął go ze sobą do prywatnego muzeum.
Nie mogę spać. Wykopują dzieciaki
na bagnisku w Hackney. Wyczytałam w gazecie, że
kiedy dziewczynka wołała o pomoc,
facet wyciął jej język. O krok od nas.
Mieliśmy nowe alarmy bombowe,
ale tylko o świcie i tylko na przedmieściach.
No i ten atak moździerzy. Słyszeliśmy z pokoju,
dudnięcie, jakby ktoś upuścił stół.
Mówią, że te żyjątka, co wyłażą z kranu,
są całkiem niegroźne. Weszła w życie ustawa
o niebezpiecznych psach: kaganiec, tatuaż, kastracja.
Kiedy ten labrador z sąsiedztwa skakał
na powitanie Billie, cały się posikał.
Na North Road zamykają sklepy.
Nigdzie nie naprawisz butów.
Ulice jednokierunkowe zmieniają kierunek,
zgubiłam się zaledwie kilka metrów od domu.
Na nowym planie miasta zaznaczono obszary
"w trakcie budowy". Zniszczono nawet
nazwy ulic. Na Finchley pojawił się tyfus.
Matka przywiozła mi drzewko lawendowe.
No comments:
Post a Comment