Przez szpary desek trójkąty dachów
sączy się świt sączy się świt
gdzieś z dołu tęczy otulającej horyzont
płomień rośnie aż na wierzchołki drzew
zieleń dotyka najniższej gwiazdy
błękitna kreska starta smuga samolotu
on tez śpiewa w tej chwili jak wszystko co lata
dopóki
nie ma już punktów w skali zmierzchu
jego ciemności ani jego światła
im więcej barw
tym mocniej chowamy głos pod skrzydła
No comments:
Post a Comment